Barlineckie Lato Teatralne „PO
DRODZE”
16 – 21 sierpnia 2010
Dzień pierwszy
Rozpoczynanie imprezy jest zawsze najbardziej stresujące,
przynajmniej dla mnie. Biegamy z Martą jak nakręcone, a i tak ciągle
wyskakują jakieś nowe problemy. W końcu jednak trafiamy na rynek i
parę minut po godzinie zero (18oo) przed scenę wjeżdża nasz kochany,
stary wiatrak w towarzystwie ochroniarzy, a za nimi szczudlarze i
nasi przyjaciele z Ustrzyk niosący wenę - solenizantkę. Tak, tak, bo
to już całe 18 lat minęło od pierwszego Lata i przyszedł czas na
prawdziwą dorosłość.
Przyszli specjalni goście ze specjalnymi prezentami, wniesiono tort
i pan burmistrz Zygmunt Siarkiewicz wraz Arturem Gotzem ten tort
pokroili…
No
może nie do końca. Po prostu go otworzyli, ponieważ było to
tekturowe dzieło sztuki naszych pań plastyczek. Zamiast tradycyjnej
formułki wyrzucili w stronę publiczności czerwone piłeczki – wenki.
Osiemnastka to może trochę za wcześnie na dzieci, ale nasza wena to
przewidująca osóbka i woli się zabezpieczać w zastępców na
przyszłość.
Oczywiście był polonez, a później biegiem do Pensjonatu Pod
Sosnami, gdzie montowano światła i scenografię do naszego
wiatrakowego widowiska: „Ballada o srebrnej rybce.”
Deszcz
co prawda kropił, ale nie w takich warunkach już graliśmy. Niestety
tym razem musieliśmy się poddać i przerwać spektakl, co niektórzy
skomentowali jako „zalaną osiemnastkę”. Więcej niespodzianek już nie
było. Przenieśliśmy się wszyscy do hotelu „Barlinek” gdzie przy
pełnej sali ze swoim recitalem wystąpił Artur Gotz.
Piękne, poetyckie teksty, wspaniała muzyka w większości Zygmunta
Koniecznego i fantastyczna interpretacja zdecydowanie poprawiły nam
nastrój po deszczowych peregrynacjach.
Dzień drugi
W
muzeum trwają warsztaty decoupage prowadzone przez nasze plastyczki
Grażynkę i Anię. Jutro będą warsztaty malowania na szkle.
A my
oglądamy i wysłuchujemy wszystkich możliwych komunikatów o pogodzie,
a one są bezlitosne.
Zapobiegliwie przenieśliśmy więc spektakl Adama Snarskiego z Ustrzyk
do Tawerny, gdzie pięknie się „sprzedał,” ponieważ dzięki małej ,
kameralnej przestrzeni aktor uzyskał bardzo dobry kontakt z widzem.
Teatr
Formy z Wrocławia zgromadził na rynku całkiem sporą publiczność. W
połowie spektaklu pojawiła się grupka młodych ludzi i usłyszałam za
plecami: -„Ty, zobacz ile ludzi!” W głosie było ogromne zdziwienie,
bo przecież część młodych ludzi jest przekonana, że tylko Jamaican
Beach Party, albo jak kto woli Doda gromadzi dużą widownię.
Deszcz
cały czas próbował zakłócić spektakl, ale tym razem mu się nie
udało, a spektakl był bardzo dobry; świetny pomysł, świetni aktorzy
(szkoła Tomaszewskiego) i świetna muzyka. Na zakończenie tego dnia
bardzo sympatyczny koncert młodziutkiej grupy z Goleniowa Mary No
Wane, również w Tawernie.
Wśród
widzów dostrzegłam nowożeńców: byłych wiatraków Gosię i Roberta.
Powinni być właśnie w podróży poślubnej. Okazało się, że przełożyli
podróż, żeby po raz kolejny uczestniczyć w BLT. To bardzo miłe.
Dzień trzeci
Pogoda
nadal niepewna . Zimno. Na rynku nasi górale z Ustrzyk prezentują
„Bies–czadzkie opowieści”. Bez przesłania, jak to określił któryś z
widzów, ale barwnie ze szczudlarzami, diabłami, dymami, tańcem i
urokliwą folkową muzyką. Przenosimy się do hotelu ALMA gdzie
niewątpliwa, duchowa uczta – koncert Kwartetu Jorgi. Przed tym
jednak dużo namawiania, szeptania i tajemniczych znaków, a to z
powodu niespodzianki jaką z okazji urodzin przygotowaliśmy dla
Marty. Niespodzianka się udała i Marta koncert Jorgów zapowiadała w
czerwonym stroju szefa kuchni. Natomiast nie było niespodzianki
jeżeli chodzi o muzykę. Uczta dla uszu i dla oczu, bo jednocześnie
na ekranie oglądaliśmy niemy film sprzed lat „Janosik.” Jorgi
zrobiły do niego muzykę i wyszła prawdziwa perełka.
Dzień czwarty
Dwa
spektakle w delcie i koncert grupy Wielkie Koło z Będzina w
Pensjonacie pod Łabędziem.
U
Wiatraków szaleństwo; kompletowanie strojów i rekwizytów, próba w
szkole na górce , bo scena zawalona sprzętem oświetleniowym i
nagłaśniającym.
Później ostry bieg na deltę i przebieranie w ALMIE. Ja idę obejrzeć
spektakl Parry „Róża czy kolec”.
Bardzo
piękny plastycznie, poetycki, ze śpiewem na żywo w wykonaniu Dagny
Cipory i z udziałem naszej kochanej przyjaciółki reżyserki i
instruktorki, Grażyny Kaznowskiej –Chrapko.
Pogoda
idealna, komary gryzą jak diabli, ale wierna publiczność czeka
cierpliwie na nasz spektakl „Ubi leones”. Mam nadzieję, że nikt się
nie zawiódł, ja też uważam, że było nieźle, a Marta była
rewelacyjna.
Ten
dzień zakończył się na drugi dzień, bo po spektaklach w delcie i po
koncercie bluesowym w Pensjonacie pod Łabędziem – zresztą
znakomitym, odbył się zamknięty pokaz spektaklu Parry dla
Wiatraków, a później „ożywione dyskusje” do białego rana.
Dzień piąty (ostatni)
Rozpoczęliśmy spektaklem dla dzieci w wykonaniu Teatru Wielkie Koło
z Będzina. Fantastyczna, mądra zabawa, a widzów garstka. Mój
poprzedni dyrektor Zbyszek Ligus zawsze mi powtarzał: „Nie obrażaj
się na sponsorów, że nie dają ci pieniędzy i nie obrażaj się na
publiczność, że nie przychodzi na spektakle . Za rok przyjdą, dadzą
pieniądze i będzie ci przykro.” Staram się trzymać tej zasady, ale
tym razem chodzi o dzieci, które rosną na kulturalnych analfabetów,
bo rodzice wolą grilla czy inne przyjemności. I już teraz jest mi
przykro.
Bardzo
fajny pokaz warsztatowy przygotował z młodzieżą Artur Gotz. Swietne
pomysły i takież wykonanie. Młodzież była Arturem zachwycona.
Później nastąpiło oficjalne zakończenie 18 BLT. Były podziękowania i
kwiaty od pana burmistrza Zygmunta Siarkiewicza i i od pani dyrektor
Brygidy Liśkiewicz oraz polonez ścieżkami delty.
Z
duszą na ramieniu rozpoczęliśmy naszą już raz „zalaną” Balladę o
srebrnej rybce”. Trochę „pociachaną”ze wzglądu na absencje
artystyczne, ale z pomocą przyjaciół, udało się „załatać dziury” i
wyszło całkiem nieźle. Z delty pędem na rynek, gdzie fantastyczny
pokaz działań teatralnych zaprezentował Polski Teatr Eugeniusza
Ławreńczuka z Moskwy.
Na
zakończenie recital Dagny Cipory w Pensjonacie pod Łabędziem.
Pięknie zaśpiewany, pięknie odebrany przez publiczność i bisowany.
Przyszedł czas na pożegnania, wycałowaliśmy Ustrzyki, które
zapakowały się jakoś do busa i odjechały. Wycałowaliśmy i pożegnali
Sebastiana Ziomka, muzyka z zespołu Artura Gotza, który miał być
jeden dzień, a zauroczony Barlinkiem i BLT został do samego końca.
Reszta artystycznej braci ruszyła do Tawerny, gdzie tańce i swawole
trwały do białego rana.
Bawił
się Barlinek, bawiła się Moskwa, bawili się aktorzy, instruktorzy i
przyjaciele, a 18 BLT odpłynęło sobie na niebieskim łabędziu w głąb
Puszczy Barlineckiej ładować artystyczne akumulatory.
Komisarzem głównym 18 BLT była Marta Grygier, a ja starałam się jej
pomóc ze wszystkich sił. Wspomagał nas również mąż Marty Tomek,
który sprzętem wypożyczonym nieodpłatnie od szczecińskiego teatru
Kana profesjonalnie oświetlał artystów. Dziękujemy wszystkim
pracownikom Barlineckiego Ośrodka Kultury. Specjalne podziękowania
dla wytrwałego wolontariusza, Wiatraka Eryka Egiera, który do „ostaniego
kabla” pomagał Tomkowi Grygierowi w uruchamianiu i sprzątaniu
sprzętu oświetleniowego. Serdeczne podziękowania dla sponsorów:
Gmina Barlinek
Starostwo Powiatowe w Myśliborzu
GBS Bank
WATEX
Klaus Borne Fabryka Drzwi sp. z o.o.
Pensjonat pod Łabędziem
Hotel ALMA
Teatr Kana ze Szczecina
Szczególne podziękowania od młodzieży za wspaniałą, przychylną aurę
właścicielom TAWERNY.
Starsza siostra Ela CH.
|