WOJACZEK WIELOKROTNY – wieczór
klubowy TMB
W
czwartek 13 maja odbył się kolejny wieczór klubowy TMB, tym razem
było to spotkanie tematyczne, a dotyczyło wspomnienia o tragicznie
zmarłym poecie Rafale Wojaczku. Wieczór odbył się w klubie hotelu
ALMA, a zgromadzona publiczność mogła wysłuchać prezentacji o
poecie, obejrzeć fragmenty filmu Lecha Majewskiego, a także
posłuchać piosenek do tekstów poety „którego nie było”. Tym którzy
przybyli i cierpliwie wysłuchali dziękuję, tym którym się nie udało,
polecam poniższe wspomnienie. Bardzo dziękuję również panu Markowi
Piechockiemu i pracownikom hotelu za życzliwość i wszelką pomoc.
Krzysztof Komorowski
Był
poeta, co sezony cierpliwie zaklinał – subiektywnie o poezji Rafała
Wojaczka

Ten
artykuł, a właściwie jego temat chodził za mną przynajmniej od roku.
Sam bohater od dawien dawna. Pamiętam jak dziś dzień, kiedy kolega
ze szkolnej ławy, zwany przez niektórych Długim, podarował mi wiosną
1988 roku, może to było nawet w maju, tomik poety podobno
„przeklętego” i pijaka. I szybko się przekonałem, jak dalece poezja
może boleć i wiązać w supły nasze życie. I że słowo nie tylko 24
grudnia staje się ciałem …, bo pory roku mijają:
Była wiosna, było lato, i jesień, i
zima
Był poeta, co sezony cierpliwie
zaklinał
Na mieszkanie i na miłość, na trochę
nadziei
Na obronę ode klęski, oddalenie nędzy
Na ojczyznę, tę dziedzinę śmierci
niechybionej
Na jawną różę uśmiechu pięknej
nieznajomej
Na prawo ważnego głosu, na wiersz nie
bez echa
Na Księgę, która by mogła nie zwać się
gazeta
Na dzień dobry, na noc cichą, na sen,
nie na koszmar
Na matkę, na ojca, wreszcie i na litość
Boga
Ale choć się wierszem wolnym trudził
albo rymem
Sennym szeptem, pełnym głosem,
rozpaczliwym krzykiem
Wiosna przeszła, lato przeszło, i
jesień, i zima
I poeta nie zaklina już ale przeklina
… I przemijają jak poeci i nasze sny.
Sam Wojaczek pisał, że poetą się jest, natomiast bywa się czasem
skrybą czyli grafomanem. Polemizował tym stwierdzeniem oczywiście z
Przybosiem i jego rzemiosłem słowa. Polemizował, lecz sam często
korygował, by nie powiedzieć gładził i dopieszczał swoje teksty.
Analizując tomiki poety łatwo zauważyć ewolucję formy poetyckiej od
wierszy wolnych, nieregularnych, utrzymanych w poetyce Różewicza, do
tekstów zrytmizowanych i niemal klasycznych form takich jak np.
sonet. W poezji Wojaczka mieszka duch romantyzmu, ale i fascynacja
barokiem czy młodopolskim spleenem. Pozwoliłem sobie podkreślić
jeden wers w tekście powyżej, gdyż może ta iście barokowa metafora
oddaje to, czym paradoksalnie jest patriotyzm – miłość do ojczyzny.
Wojaczek choć prowokował swym życiem, miłość, śmierć i ojczyznę
traktował serio, zbyt serio może.
Kim
był więc Rafał Wojaczek? Pytanie nie jest łatwe, gdyż wokół sylwetki
poety z Mikołowa, bo tam się urodził w roku 1945, a może z
Wrocławia, bo tam się narodził po raz drugi w 1965 w pierwszym
numerze Poezji, narosło sporo mitów, legend często już dziś nie do
sprawdzenia. Gdy debiutował miał dwadzieścia lat, przygodę literacką
rozpoczął jednak już wcześniej. Studiował polonistykę na UJ w
Krakowie, przerwał naukę, by szukać innego sposobu na lęki.
Pochodził z rodziny nauczycielskiej, był niezwykle oczytany.
Interesował się fotografią i żeglarstwem, a nade wszystko
literaturą. Miał dwóch braci: starszego Piotra, który był
inżynierem i młodszego Andrzeja – znanego wrocławskiego aktora» U
tego pierwszego zamieszkał, gdy przeniósł się z Krakowa do
Wrocławia, jednak bracia się nie rozumieli, wybrał więc Rafał życie
kloszarda. Często zmieniał sublokatorki, chwytał się prac
dorywczych, po burdach i awanturach pomieszkiwał w więzieniu, no i
pisał, pisał swoje pełne cierpienia i bólu wiersze.
W tym
miejscu wypada wspomnieć o dorobku literackim Rafała Wojaczka. Poeta
wydał cztery tomiki poetyckie, dwa za życia, a są to: „Sezon”,
(1969) i „Inna bajka” (1970). Po śmierci w roku 1972 ukazują się:
„Nie skończona krucjata” i „Którego nie było”. Sam poeta uważał
swe dzieło za skończone. Pozostało po poecie sporo wierszy
rozproszonych, usuniętych z tomów przez cenzurę, autocenzurę.
Ukazały się one w roku 1999 jako „Reszta krwi”. Gdy dotknął
i sprawdził wszystko, co w życiu można było sprawdzić, gdy
postanowił się po raz kolejny leczyć i z alkoholu, i z depresji,
która go dopadła, gdy po raz kolejny zaufał miłości o pięknych blond
włosach i imieniu Ela.
Przyjaciół i znajomych rankiem 11 maja 1971 dopadła wiadomość, że
Rafał Wojaczek nie żyje. Wielu uważa, że zapisanie listy leków miało
być sygnałem dla ratujących; inni twierdzą, że ratunku nie było.
Dotknąć deszczu, by stwierdzić, że pada
Nie deszcz, tylko pył z Księżyca spada
Dotknąć ściany, by stwierdzić, że mur
Nie jest ścianą, lecz kurtyną z chmur
Ugryźć kromkę, by stwierdzić, że żyto
Zjadły szczury i piekarz też zginął
Łyknąć wody, by stwierdzić, że studnia
Wyschła oraz wszystkie inne źródła
Wyrzec słowo, by stwierdzić, że głos
Jest krzykiem i nikogo to nie obchodzi
Dziś poezja Wojaczka staje się
„klasyką”, szczególnie w środowiskach szeroko pojętej subkultury.
Jego wiersze spotkać możemy w podręcznikach do języka polskiego do
liceum i na forach internetowych. Ma na to wpływ również film Lecha
Majewskiego z roku 1999. Jednak wielu uważa, że obraz ten nie jest
portretem Rafała – poety, lecz nowym mitem, nową legendą. Majewski
mówi w wywiadach o własnej fascynacji Wojaczkiem. Potwierdza, że nie
znał osobiście autora Sezonu, a film jest poetycką opowieścią i
subiektywną interpretacją ikony kontrkultury. Na szczęście ukazały
się ostatnio również książki, które przybliżają i postać poety, i
jego twórczość. Wymienię tylko dwie: Bogusława Kierca Prawdziwe
życie bohatera i Wojaczek Wielokrotny (red. St. Bereś i K.
Batorowicz-Wołowiec). Ta ostania zawiera wielogodzinny materiał
multimedialny, gdzie znajomi i przyjaciele poety próbują odnaleźć
prawdę o Rafale.
I na koniec niczym „kropka nad i”, niech
stanie nam przed oczami wiersz zdradzający fascynację poety teatrem
Jerzego Grotowskiego „Laboratorium” i swoisty hymn polskiej
kontrkultury lat 60-tych. Prawda wtedy i dziś – po tragedii 10
kwietnia - jest paradoksalnie oczywista (naga), co nas nie zabije,
to nas wzmocni:
Apocalypsis cum figuris
Sól w nasze rany, cały wagon soli
By nie powiedział kto, że go nie boli
Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku
By nie powiedział kto, że widzi jasno
Głód w nasze trzewia, suche kromki głodu
By nie powiedział kto, że nie wie, co
głód
But w nasze krocza, kopniaków choć
tysiąc
By nie powiedział kto, że spłodziłby co
Knut w nasze głowy, sto pałek umyślnych
By nie powiedział kto, że sobie myśli
Strach w nasze serca, tyle grozy gęstej
By nie powiedział kto, że nie zna lęku
I salwę w płuca czy też sznur na szyję
By nie powiedział kto, że jeszcze żyje
Krzysztof K.
PS. Dziękuję bardzo za inspirację do
napisania powyższego tekstu pani Elżbiecie Smoczyk. Warto polubić
poezję …cdn
|