Prezydenckie uroczystości żałobne
w Warszawie i Krakowie

Katastrofa pod Smoleńskiem wstrząsnęła całą Polską oraz ogromną częścią krajów na świecie. Sytuacja nagłej i tragicznej śmierci najwyższych władz państwowych, wojskowych, działaczy organizacji społecznych, kapelanów i pełniących służbę podczas podróży nie ma precedensu w najnowszej historii. Znamiennym jest także fakt, iż wszyscy pasażerowie samolotu rządowego lecieli do Smoleńska wypełniając swoje zadania wobec Ojczyzny, w tym przypadku było to upamiętnienie wielkiej tragedii narodu polskiego jaką był mord katyński.

Tygodniowa żałoba narodowa oraz niezwykła sytuacja w państwie jaka nastąpiła po katastrofie spowodowała zbliżenie mieszkańców Rzeczypospolitej wielokrotnie mimo sporych różnic politycznych i odmiennych poglądów na pracę ofiar tragedii bezpośrednio przed nią. Osoby, które zginęły były bardzo znane z mediów, z wizyt podczas innych uroczystości, a często także osobiście przez ogromną rzeszę Polaków. Dlatego też zupełnie normalne stało się przybycie wielkiej liczby osób chcących oddać hołd zmarłym, a w szczególności Marii i Lechowi Kaczyńskim.

Niezależnie od innych powodów również społeczność harcerska z całej Polski pragnęła uczynić coś w związku z tragedią aby nie pozostać obojętnym na sytuację nadzwyczajną kraju oraz pożegnać honorowego protektora Związku Harcerstwa Polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, byłego przewodniczącego ZHP poza granicami Kraju, ostatniego prezydenta Rzeczypospolitej na Uchodźstwie hm. RP Ryszarda Kaczorowskiego, a także instruktorów ZHP i ZHR hm. Pawła Wypycha, phm. Katarzynę Doraczyńską, phm. Pawła Krajewskiego, pwd. Katarzynę Piskorską oraz Justynę Moniuszko. Także barlineccy harcerze starali się oddać hołd ofiarom tragedii. 6. Drużyna Harcerska „Sokół” dowiedziała się o katastrofie w trakcie sobotniej zbiórki i odmówiła modlitwę, natomiast 23. Barlinecka Drużyna Harcerska „Leśni”, której sobotnia zbiórka odbywała się trochę później, w całości przeznaczyła ją tej sprawie. Wieczorem 10 kwietnia Naczelniczka ZHP wydała specjalny rozkaz ogłaszający m. in. 30-dniową żałobę w całym Związku. Następnie obie drużyny wzięły udział w uroczystościach samorządowych we wtorek, 13 kwietnia w Publicznym Gimnazjum Nr 1 w Barlinku oraz 14 kwietnia na Rynku.

Ja, jako student Politechniki Poznańskiej, nie mogłem niestety pomóc podczas uroczystości w Barlinku w dni powszednie. Nasz Hufiec ZHP Myślibórz, z powodu odległości do Warszawy, także nie był w stanie wystawić reprezentacji. Jednak będąc też przewodniczącym Kapituły w Harcerskim Kręgu Akademickim „SKIPP” z Poznania starałem się, aby harcerze – studenci nie pozostali obojętni wobec historycznych wydarzeń w naszym państwie. Słysząc apele władz harcerskich i samorządowych o pomoc w trakcie planowanych uroczystości żałobnych zdecydowaliśmy się pojechać do Warszawy i Krakowa, aby osobiście pożegnać naszych wielkich zwierzchników i przyjaciół oraz wspierać innych obywateli Polski przybyłych w podobnym celu. Z powodu specjalnego charakteru 20-osobowej wyprawy „SKIPP-u” oraz aktualnej sytuacji, tak różniących się od dotychczasowych, opisywanych przeze mnie wyjazdów na uroczystości krajowe i zagraniczne, zmuszony jestem przyjąć inną formę relacji. Przebieg uroczystości najpewniej widzieli szanowni Czytelnicy w telewizji, znacznie lepiej ode mnie. Jednak istotne znaczenie miała także sama niecodzienna atmosfera panująca w tych miastach.

Nasz wyjazd z Poznania w piątek, 16 kwietnia, rano pociągiem do Warszawy odbył się przede wszystkim w celu niesienia pomocy na miejscu. Nie wiedzieliśmy dokładnie, gdzie zostaniemy przydzieleni, lecz potrzebne były przede wszystkim osoby zajmujące się ratownictwem medycznym (po specjalnym przeszkoleniu i zorganizowane osobno), służbą porządkową, informacyjną oraz honorową w trakcie uroczystości. Po przybyciu do stolicy otrzymaliśmy specjalną instrukcję dla służb harcerskich umożliwiającą nam udzielanie informacji i pomocy wszystkim tym, którzy się do nas o nią zwrócą, a następnie udaliśmy się pod Pałac Prezydencki, centrum wydarzeń okresu żałoby narodowej.

Uwagę wszystkich członków SKIPP-u od razu zwrócił lekki i specyficzny zaduch od setek zniczy palących się pod bramą pałacu, a także tłumy ludzi ustawionych w kolejkę na Krakowskim Przedmieściu chcących oddać hołd parze prezydenckiej wystawionej w trumnach na widok publiczny w Pałacu Namiestnikowskim. Nad porządkiem w wielogodzinnej kolejce czuwały oprócz Policji, Straży Granicznej, Straży Miejskiej i Biura Ochrony Rządu także patrole harcerskie z czterech największych organizacji w Polsce: ZHP, ZHR, FSE i SH oraz wielu członków Związku Strzeleckiego i uczniów klas wojskowych szkół średnich. Naszym zadaniem stało się roznoszenie butelek z wodą pomiędzy oczekujących w kolejce oraz ich wsparcie psychiczne i informacyjne. Jako osoby umundurowane mogliśmy także, w ramach pomocy osobom niepełnosprawnym, w szybszy niż pozostali ludzie sposób oddać honory Marii i Lechowi Kaczyńskim. Jednak zdjęć w Pałacu Prezydenckim robić nie wypadało.

Następnie, mimo naszych planów przybycia do bazy naszego pobytu – jednej ze szkół w pobliżu Placu Piłsudskiego, skierowani zostaliśmy do pełnienia służby porządkowej podczas przybycia trumny prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego z Belwederu do Kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Przy wsparciu policji i Straży Granicznej zamknęliśmy dostęp do tego kościoła wraz z przylegającą częścią ulicy dla przechodniów, a przepuszczaliśmy jedynie osoby zaproszone na specjalną mszę świętą dla rodziny pana prezydenta. Trumna z ciałem Ryszarda Kaczorowskiego została wniesiona do środka z pełnymi honorami wojskowymi w asyście Straży Granicznej i harcerskiej. Nie obyło się bez trudności – bardzo wiele osób chciało mimo wszystko wziąć udział w tej mszy, a część z nich powinny, choć nie posiadały zaproszeń (np. księża, członkowie Szarych Szeregów, chórzyści). O ile osoby pełniące posługę podczas mszy mogliśmy dość łatwo zidentyfikować, o tyle Szare Szeregi wpuszczaliśmy na teren zabezpieczony jako harcerzy, którymi przecież pozostali. Ogólnie harcerski mundur stanowił i w Warszawie i w Krakowie przepustkę w miejsca niedostępne zwykłym ludziom, lecz wymagało to pełnienia służby na rzecz innych.

Wieczorem i w nocy mogliśmy odpocząć, lecz część z nas udała się ponownie pod Pałac Prezydencki, a następnie Sejm, aby oddać hołd tragicznie zmarłym parlamentarzystom. Przy budynku Kancelarii Sejmu leżały wśród zniczy zdjęcia senatorów i posłów, a także kartki z refleksjami pochodzące od wyborców. Mimo późnej pory centrum Warszawy było pełne wyciszonych przechodniów. O północy rozpoczęła się harcerska msza święta w Kościele św. Krzyża za prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego. Oprócz wielkiej ilości młodzieży, nie tylko harcerskiej, w pamięci utkwi mi jej piękna oprawa przeprowadzona przez druhny z ZHR-u. Była to dla mnie forma pożegnania z osobą, którą miałem sposobność widzieć podczas uroczystości na Monte Cassino w 2004 i 2009 r. i która bardzo zapadła mi w pamięć, zarówno jako jeden z uczestników Bitwy pod Monte Cassino w 1944 r., jak i wielki opiekun harcerstwa. Na jego pogrzebie 19 kwietnia w Warszawie nie mogłem być obecny.

W sobotę, 17 kwietnia, „SKIPP” podobnie jak inni harcerze mieszkający w tej samej szkole (XI LO im. M. Reja), od rana był w pełnej gotowości do służby podczas głównych uroczystości żałobnych. Naszym dowódcą został doświadczony instruktor ZHP z Harcerskiej Służby Porządkowej, a stojącym przed nami zadaniem było utrzymanie ul. Królewskiej jako przejezdnej dla karetek i pojazdów rządowych. W praktyce wypraszaliśmy niektórych przechodniów z jezdni i kierowaliśmy ich na pasy dla pieszych, a także kierowaliśmy w odpowiednie miejsca na terenie Ogrodu Saskiego, który przylega do Placu Piłsudskiego – miejsca uroczystości państwowych.  Służyliśmy w systemie trójzmianowym: godzina służby, godzina odpoczynku i godzina gotowości do służby w razie potrzeby. Samych uroczystości widziałem niewiele, gdyż potrzebna była także pomoc w zakwaterowaniu ok. 200 harcerzy w szkole, wydawaniu im herbaty, przygotowanych poprzedniego dnia, najprawdopodobniej przez szkoły gastronomiczne, kanapek. Łącznie w uroczystościach pomagało ok. 2 tysiące harcerzy z ZHP, głównie z Warszawy i okolic, lecz także Wałbrzycha czy Olsztyna.

Na Plac Piłsudskiego przybyło mnóstwo ludzi. Ogólnopolskie media podawały konkretne liczby, lecz należy podkreślić fakt przybycia tak wielkiej ilości osób w jedno miejsce, porównywalny w ostatnich latach jedynie z wydarzeniami towarzyszącymi śmierci papieża Jana Pawła II. Ogromne wrażenie zrobiły na mnie minuty ciszy: o 856 w tydzień po katastrofie oraz o 1200. Całe miasto zamarło na ten czas w ogłuszającym ryku syren i kogutów karetek pogotowia. Wszyscy, bez wyjątku, zatrzymali się w skupieniu czcząc pamięć zmarłych. Przypominając sobie powagę tych chwil, śmiem przypuszczać, że za kilka lat 10 kwietnia stanie się świętem państwowym.

Po zakończeniu głównych uroczystości trumny z ciałami pary prezydenckiej zostały przewiezione na lawecie z Pałacu Prezydenckiego do Archikatedry św. Jana, w asyście honorowej służb mundurowych, a także mojego kręgu akademickiego. Ja w tym czasie zajęty byłem organizowaniem przejazdu pociągiem do Krakowa. Nie chcę komentować sposobu przygotowania i koordynacji tego wielkiego wydarzenia, gdyż uważam, że jego wyjątkowość oraz bardzo krótki czas organizacji usprawiedliwia różne niedociągnięcia, których de facto było bardzo niewiele. Ograniczę się tylko do uwagi, iż wychodząc po ok. 4 godzinach z Dworca Centralnego w Warszawie byłem całkowicie oszołomiony i rozbity. Pasażerów było stosunkowo niewielu (trwały jeszcze uroczystości), natomiast kolej pomimo licznych i oficjalnych zapewnień o specjalnych ułatwieniach w tym niecodziennym okresie, była kompletnie zdezorganizowana. Gdyby nie Pokojowy Patrol (pełniący zwykle służbę porządkową podczas festiwalu Przystanek Woodstock), który posiadał najbardziej rzeczową informację o odjeżdżających do Krakowa pociągach, „SKIPP” wsparty kilkoma harcerzami z innych kręgów akademickich, nie dotarłby na służbę w niedzielę, 18 kwietnia.

W Krakowie zakwaterowani zostaliśmy w jednej ze szkół na Kazimierzu. W niedzielę rano okazało się, że dawna stolica Polski miała znacznie mniej czasu na przygotowanie się do pogrzebu Marii i Lecha Kaczyńskich. Uroczystości pogrzebowe miały rozpocząć się o 1400, a my mieliśmy udzielać informacji osobom przybywającym na Rynek Główny do części dostępnej dla wszystkich (centrum miasta zostało podzielone na kilka sektorów o różnej swobodzie dostępu). Prędko zorientowaliśmy się, że nie będziemy tu zbytnio potrzebni: liczne patrole policji i krakowskich harcerzy, znających znacznie lepiej zabezpieczane miejsce, spowodowały naszą trochę samowolną decyzję o jego opuszczeniu i udaniu się w pobliże Wawelu.

Podzieleni na trzy grupy, kontaktując się ze sobą telefonicznie i unikając zablokowanych przez policję ulic, przedostaliśmy się na Plac Bernardyński na południe od Wawelu, gdzie w porozumieniu z miejscowymi funkcjonariuszami policji, BOR i Straży Pożarnej, blokowaliśmy dostęp do Zamku i ubezpieczaliśmy domniemaną trasę konduktu pogrzebowego. Naszym marzeniem stała się możliwość stanięcia w szpalerze zabezpieczającym odprowadzenie pary prezydenckiej, natomiast okazało się, że prezydent Krakowa Jacek Majchrowski zakazał asysty innym instytucjom niż Policja i Biuro Ochrony Rządu.

Generalnie, z wyjątkiem ratowników medycznych, harcerze nie byli zbyt mile widziani przez służby państwowe, które miały za zadanie przede wszystkim ochronę ważnych osób i niedopuszczanie tłumów w określone miejsca (jak np. Wawel czy wiele ulic). Ludzie zgromadzeni wokół Zamku i trasy przejazdu pary prezydenckiej na niego, byli zwykle pozostawieni sami sobie. Jak się potem okazało, para prezydencka przybyła na Wawel przez inną bramę, zatem nie mogłem zobaczyć tego momentu, gdyż poruszanie się wówczas wokół Zamku było bardzo utrudnione nawet dla karetek pogotowia, a zwykli ludzie często byli odcięci od niektórych części miasta.

Oczywiście, pełniąc służbę porządkową staraliśmy się tłumaczyć, że w pobliże Wawelu dostępu nie ma, a także udzielać pierwszej pomocy, lecz policja pomagała nam bez zaangażowania. Natomiast widok setek osób, które próbują od wielu godzin ustawić się przy trasie przejazdu konduktu pogrzebowego, aby zrobić, chociaż z daleka, zdjęcie bądź samemu zobaczyć trumnę Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki, świadczył o ogromnym szacunku wobec nich. Fakt, że tak wiele tysięcy obywateli zdecydowało się przybyć w jedno miejsce, by tworzyć wspólnotę w chwili pogrzebu, niezbyt przesadnie lubianego wcześniej prezydenta, świadczy o pewnej jedności naszego narodu.

Wyjątkowym momentem podczas naszego pobytu w Krakowie była armatnia salwa honorowa dla prezydenta Kaczyńskiego wraz z biciem dzwonu Zygmunta, który, jak wiadomo, odzywa się w najważniejszych chwilach dla Polski. Możliwość przebywania w jednym miejscu z wieloma ludźmi z całego kraju w tym jednak historycznym momencie przyniosła mi wiele refleksji. Mam prawo uważać, że nasza służba podczas uroczystości choć trochę przydała się zarówno władzom państwowym jak i przybyłym na nie żałobnikom. Przepraszam też niektórych Czytelników za formę tej relacji, lecz jako zaangażowany bezpośrednio w niektóre wydarzenia, nie byłem w stanie sporządzić normalnego reportażu. Takie zestawienia znajdą Państwo w innych mediach. Ja ograniczę się jeszcze do podania adresu internetowego, gdzie umieściłem swoje zdjęcia z wizyty: http://www.lesni.wgl.pl/sluzba2010

pwd. Kuba Syroka
                              1.Barlinecka Drużyna Harcerska „Leśni”
Harcerski Krąg Akademicki „SKIPP”

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka