Rozważania na koniec roku

Jakoś tak jest, że u schyłku roku, mimo woli, dokonujemy w większym lub mniejszym stopniu swego rodzaju podsumowania.

Pojawiają się różne refleksje. Kilkoma z nich pragnę się podzielić.

Martwią mnie sytuacje, które świadczą, że my, Polacy, pomimo postępu materialnego cofamy się cywilizacyjnie. Chyba właśnie z powodu pozornego wzrostu dobrobytu kojarzonego z pełną lodówką lub liczba kanałów telewizyjnych nie dostrzegamy tego zjazdu po równi pochyłej. Panuje atmosfera nagonki na wszystko, co prawdziwe, dobre i piękne. Niszczone są autorytety, szerzą się kłamstwa i szyderstwa.

Obserwując polską scenę polityczną, łatwo zauważyć, że w znacznej części ciała politycznego nie działają ani normy etyczne, ani zasady zdrowego rozsądku. A przecież oprócz osób z pierwszych stron gazet, trzymających w swych rękach losy instytucji i narodów, jest też cała rzesza ludzi bezimiennych, prostych, zwyczajnych, cichych. Rodzi się pytanie: kto tak naprawdę dźwiga losy  świata? Może przydałoby się trochę pokory tym,  którzy wierzą, że to ich mądrość, wspaniałość, inteligencja czy przemówienia decydują o obliczu świata.

Żyjemy w czasach niewątpliwie bardzo trudnych. Sukces, kariera, pieniądze usiłują zająć miejsce autorytetów, uczciwości, prawdy. To czasy wielkich korupcji, afer towarzyskich i społecznych, czasy, w których, każdy o każdym  mówi źle, nie ponosząc żadnych konsekwencji.

Świat popadł w głęboki kryzys nie tylko gospodarczy, ale i duchowo – moralny. Przede wszystkim gubi swoją tożsamość i ucieka we wszystkich dziedzinach od przeszłości. A przecież, jak głosi napis na pomniku pod Verdun: „Ten, kto sobie kpi z przeszłości – nie jest godzien przyszłości”.

Nawiązuję w tym momencie do wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, który uznał wieszanie krzyży w miejscach publicznych (szkołach) za naruszenie praw obywatelskich.

Dla mnie jest to zupełnie niezrozumiałe. Chcemy, czy nie  religia chrześcijańska jest mocno zakorzeniona w cywilizacji europejskiej – po porostu ją kształtowała. Nasza cywilizacja opiera się na trzech filarach: filozofii greckiej, prawie rzymskim i etyce judeochrześcijańskiej. Znaku krzyża nie można oderwać od religii – byłoby czymś sztucznym twierdzić, że to symbol czysto kulturowy. Rozmywamy w ten sposób tożsamość europejską.

Jeśli chcielibyśmy być konsekwentni, to powinniśmy burzyć kapliczki przydrożne, zdejmować krzyże ze świątyni itp.

Myślę, że po prostu mniejszość niechrześcijańska w krajach chrześcijańskich jest zobowiązana tolerować fakt, że większość jest chrześcijańska.

Muzułmanin mieszkający w Europie ma prawo, by szanowane były jego wiara i światopogląd, ale musi  zdawać sobie sprawę i przyjmować to, że żyje w świecie chrześcijańskim  wraz z jego wartościami.

Podobnie Europejczyk przyjeżdżający do kraju arabskiego musi przestrzegać pewnych reguł, które ten świat narzuca.

Dlatego też dziwi mnie  wyrok ze Strasburga. A kiedy w „Newsweeku” przeczytałam, że europosłanka Joanna Senyszyn rozpoczyna kampanię instruującą Polaków, jak walczyć z symbolami religijnymi w szkołach - „Chcą zachęcić wyborców do usuwania symboli katolickich z budynków użyteczności publicznej” – mówi,  to na serio uważam, że żyję w jakimś innym, nie moim świecie, że świat ten gubi swoją tożsamość, chyląc się ku upadkowi.

Przed nami najpiękniejsze święta – Boże Narodzenie. Rodzi się Zbawiciel. Wszystkim moim Czytelnikom (a wiem, że takich mam) życzę Świąt Błogosławionych i spokojnego Nowego Roku.

Halina Kasprzak
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka