Nocą w muzeum jest super!

Obiecałam Szymonowi, że pójdziemy do muzeum. Dotarliśmy tam z różnych przyczyn dopiero o 21oo. Przywitały nas płonące pochodnie i sympatyczne duszki częstujące w dodatku cukierkami. Przy stoliku Emanuela Laskera mnóstwo widzów, chyba toczyła się jakaś bardzo poważna, szachowa rozgrywka. Młodziutki skrzypek stwarzał nastrój.

Bardzo dużo zwiedzających w tym sporo dzieciaków. Szymon z niekłamanym zainteresowaniem obejrzał to „gdzie się prało”, pokręcił wszystkimi wystającymi korbkami i zjadł świeżo upieczonego gofra.

Wypytał mnie o fragmenty wykopalisk i zachwycił się ceramicznymi smokami. Nie mógł wyjść z podziwu, że te wszystkie cudaki zrobione są z gliny. Na dobre utknął jednak przed makietami dworca i rynku. Wśród gości przechadzał się kolejarz oraz damy w dziewiętnastowiecznych sukniach. W gospodzie Waldschenke serwowano chleb ze smalcem, a jak ktoś chciał potańczyć to przed muzeum pogrywał na akordeonie niestrudzony Rysiu Bernacki. Dzieciaki, tak jak i mój Szymon były zachwycone, bo mogły oglądać, dotykać, kręcić i brudzić paluchami szybki (no, bo jak dokładnie obejrzeć to co za szybą?).

Rodzice zadowoleni, że dzieci się nie nudzą i oprócz przyjemności uczestniczą w małej lekcji historii miasta, artystycznych wrażeń i może nawet…. patriotyzmu. Do takiego przyjaznego, nie kostycznego, zimnego muzeum będą przychodzić i dorośli i dzieci i wcale nie musi ich tam sprowadzać jakaś strasznie ważna wystawa. Ja ze swoim wnukiem też przyjdę i już wiem, że nie będę go musiała ciągnąć siłą. Brawo dla organizatorek: Moniki i Wiesi! Będziemy was nachodzić!

                                                                           Elżbieta Chudzik

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka