Moje listy do….
Już po
sobótce, po koronacji Królowej Puszczy, za które to imprezy
odpowiedzialne były Wiatraki. Jak się teraz czuję po tym maratonie
nie muszę ci pisać. Przeżywaliśmy to razem ze dwadzieścia lat.
Przy
okazji tych imprez po raz kolejny nasunęły mi się dość smętne
refleksję tyle, że o wiele bardziej intensywne. Myślę tutaj o
stosunku młodych ludzi do naszych tradycji, do historii tej dawnej
nie wojenno martyrologicznej, którą faszeruje się młodzież w szkole.
Ludowizna, obrzędy to dla nich obciach, świat zupełnie obcy, z
innej planety. Ciekawe, że historie fantasy z innych planet
interesują ich nadzwyczajnie. Naszym światem nie umiemy i chyba
nawet nie próbujemy ich zainteresować. Poczytamy na forach trochę
bluzgów na legendy, na nie te zespoły co trzeba, na starych co to
decydują o tym czego ta nasza wspaniała młodzież pragnie i już w te
pędy robimy nowe programy, zapracowujemy się żeby dogodzić
wszystkim, a oni i tak mają to gdzieś. Powiedzmy sobie uczciwie
podlizujemy się. Podlizują się dziennikarze, podlizują się
nauczyciele, podlizują się rodzice i my animatorzy kultury
podlizujemy się publiczności. Bo boimy się krytyki jak diabeł
święconej wody, bo kasa jest najważniejsza i wszystko dla niej
zrobimy. Prawdę mówiąc ja też zaczynam się temu poddawać, bo już
jestem zmęczona ta ciągłą walką z wiatrakami i już mi się nie chce.
Nie chce się również ludziom, z którymi współpracuję. Im również
opadają ręce, a bezsilność wobec pewnych sytuacji odbiera chęć do
działania. Obserwowałam nasze Świętojanki przez dwa dni, czytałam
komentarze na forach internetowych. Konkluzja jest oczywista: dla
młodzieży to wszystko chała, starzyzna i do d…..To czego
wysłuchiwałam podczas widowiska sobótkowego za moimi plecami nie da
się tu zacytować. Towarzyszył tym „uwagom” trzask zgniatanych puszek
po piwie. Nastoletnia młodzież z piwem w ręku (kto im to sprzedał?)
i bluzgiem na ustach brylowała wśród publiczności udającej, że ich
nie widzi. Ot, królowie życia i browaru. Bo to browar jest ich guru!
W tempie iście sprinterskim doganiamy „europejskie” standardy.
Europa już przejrzała na oczy. Widziałam w Norwegii, w Szwecji i
również w Niemczech przepięknie wyposażone ośrodki kultury dla
młodzieży tylko, że bez młodzieży. Bo coś przegapiono i teraz raczej
nie ma już powrotu. Za parę lat, a może wcześniej zdarzy się to
również u nas. Paru don Kichotów tego nie zatrzyma. Co się dziwić
młodzieży. A gdzie my się zatrzymaliśmy? Pamiętasz nasze pierwsze
teatralne próby? Publiczność przynosiła kwiaty z ogródka i nie
żałowała ciepłych słów. Nie mieliśmy pojęcia o robieniu teatru i
były to uczciwie mówiąc słabe próby, ale przecież nie o to chodziło.
Sama występowałam i do dzisiaj pamiętam tę serdeczną energię płynącą
od widzów, która nam, przestraszonym ciężko „aktorom” dodawała
odwagi i pomimo zaklęć, że to ostatni raz występujemy, sprawiała że
następowały kolejne „razy”, aż do dzisiaj.
Ludzie
podchodzili, gratulowali po prostu rozmawiali z nami o tym co
pokazaliśmy, po prostu rozmawiali… Czy to tak wiele?
A
dzisiaj robimy wielkie widowiska, niezłe spektakle i co? Na ogół
zero reakcji. Niczego co by dawało asumpt do dalszej pracy. Przecież
nie robimy tego dla siebie. Tak było również i w tym roku. Ja jestem
w miarę odporna, ale czy moi następcy również? Martwię się.
Nie
wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj jest nasza rocznica ślubu,
trzydziesta piąta. Pogoda identyczna: słońce na zmianę z deszczem.
Takie też było nasze wspólne życie. Wysłałam już do ciebie ponad 20
listów, na żaden mi nie odpisałeś. Jeszcze trochę i się obrażę
chociaż pamiętam jak nie lubiłeś pisać, a listów w szczególności.
Pozdrawiam. Twoja E.
|