STUDIA W ANGLII
W
klasie maturalnej nauczycielka języka angielskiego zaprezentowała
nam multimedialną prezentację o uczelni w Szkocji, aby przedstawić
nam możliwości studiowania za granicą. Zaciekawiło mnie i marzyłem
już tylko o Anglii. Szukałem informacji i czytałem trochę o
rekrutacji, co trzeba spełnić, aby dostać się na brytyjską uczelnię.
W końcu jednak zgłosiłem się do firmy zajmującej się pośrednictwem
w załatwianiu formalności oraz wyszukiwaniem uczelni, na której są
jeszcze wolne miejsca. Podstawowym warunkiem było zdobycie
certyfikatu IELTS na poziome 6.0 oraz matura z dwóch przedmiotów
rozszerzonych: j. angielski oraz wybrany przedmiot. Pozostało tylko
oczekiwanie „ czy przyjmą „.W lipcu otrzymałem wyniki rekrutacji,
ku mojemu zaskoczeniu dostałem się na uczelnie, którą postawiłem na
pierwszym miejscu. I tak zostałem studentem kursu public relations
na uczelni Leeds Metropolitan University.
Leeds
to miasto wielkością porównywalne do Szczecina. Populacja to ponad
430 tys. mieszkańców, z czego aż 20 tys. to nasi rodacy. Jest
trzecim z najpopularniejszych miast gdzie Anglicy lubią studiować i
się bawić. Liczba 52 tys. studentów na dwóch uniwersytetach:
University of Leeds i Leeds Metropolitan University (w przyszłym
roku zmienia nazwę na Leeds Carnegie) robi olbrzymie wrażenie, nawet
na gwiazdach piłki nożnej, gdzie jak podają różne angielskie
tabloidy, bawił się tu ostatnio nawet słynny Brazylijczyk Robinho w
jednym ze studenckich klubów.
Zaczęło się samodzielne życie z daleka od kraju i rodziny. Studia w
Wielkiej Brytanii są odpłatne – mój rok nauki to 2 tys. funtów.
Jeszcze w kraju zwróciłem się z prośbą o przyznanie kredytu
studenckiego, na szczęście go otrzymałem i będę musiał go spłacić po
ukończeniu nauki. Pozostają koszty utrzymania, które w pierwszym
roku są niestety wysokie. Teraz będąc na miejscu, będę mógł poszukać
tańszej kwatery (za mój akademik płacę 96 funtów tygodniowo). Nie
spodziewałem się, że życie oraz utrzymanie w Anglii jest takie
drogie. Jedzenie, czy wyjście do pubu ze znajomymi to duży wydatek.
Miałem nadzieję, że zarobione w wakacje pieniądze wystarczą na jakiś
czas, jednak szybko się skończyły. Cały czas poszukuję pracy, jednak
w dobie kryzysu gospodarczego, który jest w Anglii bardzo
odczuwalny, trudno znaleźć pracę chociażby na weekendy. Korzystam
więc póki co z pomocy rodziców.
Okazało się, że zamiłowanie i fascynacja językiem angielskim nie
przekłada się na sympatię do Anglików, którzy rozczarowali mnie. Nie
są szczerzy, nie potrafią powiedzieć wprost czy kogoś lubią czy nie,
udają fałszywych przyjaciół, chociaż nie wszyscy oczywiście tacy są.
Lubią też mówić miłe słówka, ale to wynika z ich powierzchownego
traktowania innych. Angielscy studenci do nauki podchodzą bardzo
lekko. Pod tym względem nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów.
Wszystko robią na ostatnią chwilę, jeżeli robią. Na zajęcia
przychodzą nie przygotowani i tylko kręcą jak się wywinąć z
obowiązków. Wolą imprezować ile mogą, a później myśleć, co będzie
dalej. Odczułem to osobiście przy bardzo popularnej w angielskim
systemie nauczania pracy w zespołach, gdzie kolega z grupy nie
dotrzymał słowa i nie wykonał raportu na temat jednej z prezentacji,
przez co ocena była obniżona.
Zajęć
na uczelni nie jest zbyt wiele, mam ich „jedyne” 11 godzin w
tygodniu, reszta to nauka samodzielna w bibliotece, prezentacje oraz
pisanie esejów, które mają nas przygotować do przyszłej pracy. Z
wybranego kierunku oraz formy studiów jestem zadowolony, nie
przewidziałem jednak, że tak będę tęsknił za domem, za polskimi
przysmakami, a szczególnie za przyjaciółmi. Czasami te zmiany mnie
przytłaczają, ale chociaż miewam gorsze chwile, to wiem jedno trzeba
„zacisnąć pasa” i nie poddając się ukończyć uczelnię, a później już
może być tylko lepiej.
A.K. de Gregorio
|