M o j a H i s
t o r i a
A miało być tak pięknie: mąż, dziecko,
poukładane życie, plany na przyszłość. Los jednak bywa okrutny. Gdy
moja córeczka miała pięć lat uległa wypadkowi-spadła ze schodów.
Wtedy nasze życie wywróciło się do góry nogami. Nastąpił u niej
regres psychiczny i fizyczny. Zaczęły się problemy z chodzeniem,
częste potykanie i jąkanie. Dopiero po wielu męczących wyjazdach
do Warszawy do Centrum Zdrowia Dziecka postawiono diagnozę :
epilepsja pourazowa o nieustalonej etiologii. Od początku była
leczona lekami starej generacji (chociaż na początku nie było
ataków), leki te miały skutki uboczne: otępienie ,zwiotczenie ciała
, wychudzenie, przerost zębów, dławienie.
Wprowadziliśmy pokarmy miksowane. Potem zaczęły pojawiać się
pierwsze ataki. To spowodowało że córka dostała indywidualne
nauczanie w domu. Zaczęliśmy ją także rehabilitować. Jednak jej stan
zdrowia zaczął się pogarszać. Ataki ,,epi” zaczęły się sypać jeden
po drugim. Leki już nie pomagały. Padła wtedy drastyczna decyzja
lekarzy, ocelowym uśpieniu i wyciszeniu córki, która miała wtedy
13-lat. To były straszne chwile, pełne strachu o jej życie. Po
pierwszej próbie wybudzenia nadal miała potworne ataki. Lekarze
byli bezsilni, znowu podjęli decyzję o uśpieniu….. Tym razem moje
dziecko wpadło w śpiączkę:spała i spała, a aparatura na orjomie
pikała, był też moment ostrej reanimacji. Przez te wszystkie dni
byłam przy niej, przytulałam, rozmawiałam z nią, zakładałam jej
słuchawki z wookmenem na uszy z jej ulubionymi piosenkami.
Modliłam się aby wyszła z tego, aż wreszcie po trzech miesiącach
obudziła się. Byłam szczęśliwa , pomyślałam wtedy-jest silna!, Pan
Bóg dał jej ,,drugie życie”, widocznie mamy jeszcze coś do
zrobienia. Po wybudzeniu następny cios. Okazało się że córka ma
bardzo duże uszkodzenie mózgu: nie mówi, kontakt z nią był minimalny
( to jest roślinką), miała potworne przykurcze kończyn,nie chodzi.
Dla jej bezpieczeństwa założono jej rurkę tracheostomijną i którą
ma do dziś. Musiano ją często odsysać ponieważ często się
zachłystywała .Aby ją zabrać do domu musiałam nauczyć się: zmiany
rurki, zakładania sond ,odsysania, całej procedury związanej z
opieką paliatywną w domu , a parę lat temu to było bardzo trudne, w
powijakach, samo życie nas tego uczyło…Życie całej rodziny zmieniło
się diametralnie, wszyscy wspaniale się wykazują i pomagają ,
musieliśmy stworzyć córce odpowiednie warunki w jej dalszej
egzystencji , nauce, rehabilitacji ,barierach architektonicznych itd….Przez
ten cały czas na ile możemy to rehabilitujemy córkę, bo
uzależnione to jest od naszych dochodów! , nadal wymaga ona
całodobowej opieki, ale mimo tak dużego uszkodzenia mózgu zrobiliśmy
małe postępy: mamy lepszy kontakt, porozumiewamy się mimiką twarzy,
mruganiem oczu, czytaniem bitów.
Moja
córcia ma aktualnie 24-lata, w tym roku kończy naukę (ustawowo dalej
nie ma takiej możliwości), to co osiągnęła to sukces wielu
wspaniałych pedagogów i wolontariuszy którzy przychodzili do nas
przez lata . Teraz pozostanie nam, jak wielu innym
niepełnosprawnym, edukacja na warsztatach w Osinie. Pisząc tę
historię nie chcę się żalić nad swoim losem, a jedynie uświadomić
społeczeństwu jakie jest życie rodziny z osobą niepełnosprawną.
Kiedyś myślałam, że mnie ten problem nie dotyczy-ale wystarczyła
chwila…Decyzja moja i wielu opiekunów osób niepełnosprawnych o
zaprzestaniu pracy zawodowej jest świadoma i nie wynika z naszego
wygodnictwa ale z konieczności i odpowiedzialności za los drugiego
człowieka. To właśnie miłość i poczucie obowiązku nie pozwala nam na
scedowanie opieki nad naszymi podopiecznymi na Państwo-czyli
oddanie ich do placówek specjalistycznych, gdzie miesięczne
utrzymanie takiej osoby wynosi 3000 zł. Chcę też powiedzieć że
opieka i wychowanie takiej osoby jest ciężką i odpowiedzialną
pracą która trwa 24-godz na dobę i wymaga ciągłych poświęceń
wyrzeczeń, przy czym opiekunowie od dźwigania po latach sami są
niepełnosprawni.
Jednak
najważniejsze w tym jest to, że dzięki staraniom opiekunów w
kwestii edukacji i rehabilitacji część dzieci niepełnosprawnych ma
szansę zostać pełnosprawnym pracownikiem który sam zarobi na swoje
utrzymanie i może być przydatny społeczeństwu. A najgorszy problem
to finanse, to utrzymanie takiej rodziny. Wiele rodzin żyje na
skraju nędzy. Często nie załapują się na pomoc od Opieki
Społecznej. Na świadczenie pielęgnacyjne, które jest zależne od
dochodu do 583 zł. (ponoć ma to się zmienić). W grę wchodzi wiele
jeszcze innych spraw, rehabilitacja, emerytury, wiele bubli prawnych
które nam Państwo stworzyło. Dlatego my rodzice-opiekunowie osób
niepełnosprawnych jesteśmy grupą społeczną-o której Państwo ciągle
zapomina. Stworzyliśmy dzięki forum internetowemu
www.forum.razem-mozemy-wiecej.com.pl
Stowarzyszenie, które niebawem będzie zarejestrowane w Sądzie w
Warszawie. Utworzyliśmy też petycję z postulatami o poprawie
naszego bytu (apelujemy tu o zmianę ustaw). Petycja nasza ukazała
się wcześniej i wzmianka o naszej akcji już w ubiegłym roku.
Zbieraliśmy podpisy i prosiliśmy Państwa o poparcie w naszej
sprawie. ,,Echo Barlinka‘’ jest naszym patronem w sprawach
medialnych za co Serdeczne Dzięki!!!!!! Nasi delegaci byli już dwa
razy w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej w Warszawie, teraz
mamy następne spotkanie 19-go marca z Pełnomocnikiem Rządu ds. Osób
Niepełnosprawnych i Departamentu Pomocy i Integracji Społecznej.
Wiążemy z tym spotkaniem duże nadzieje. Wydaje mi się że już mamy
małe sukcesy-że chcą z nami rozmawiać bo jest o czym!!!!!!
Matka-opiekunka
|