LUPA: NIBYLANDIA

Jak to często bywa, ten enigmatyczny poniekąd tytuł wcale nie zwiastuje efektownej, intelektualnej rozprawy o krainie Piotrusia Pana, gdzie niemogące dorosnąć dzieci, walczą z bandą Piratów. Nie, nie. Ten tekst, jak to bywa zawsze, będzie o rzeczywistości, a ta różni się tym od krainy Dzwoneczka i Kapitana Haka, że tutaj dużo rzeczy dzieje się na niby, a Nibylandia (przynajmniej do pewnego wieku) jest wręcz twierdzą realności!

Pierwszym przystankiem w podróży po tym bezbrzeżnym oceanie niechaj będzie pewien szczeciński supermarket. Żądni konsumpcji przybyliśmy doń z kol. Wojtkiem, jak zwykle w plecakach, w celu nabycia towarów niezbędnych do studenckiego egzystowania. Podczas przechodzenia przez bramkę okazało się, że jesteśmy bodaj najgroźniejsi w okolicy – tak można było przynajmniej wywnioskować z okrzyku pani ochroniarz, która głośno i wyraźnie dała nam do zrozumienia, że z plecakami nie wejdziemy. Cóż, z plecakami nie można, ale dlaczego nie dziwił mnie widok kobiet z torebkami...?

Trudno, z plecakiem czy bez, wzięliśmy co niezbędne i ustawiliśmy się w tzw. „kasie ekspresowej” (do 10. produktów) za panią... która miała koszyk obładowany zakupami! Gdy po dobrych minutach oczekiwania i zastanawiania się, na ile miesięcy jedzenia wystarczyłyby mi te produkty z koszyka bohatersko konsumującej damy, przyszła nasza kolej. Na pytanie czy to jest kasa ekspresowa kasjerka udzieliła odpowiedzi, która może śmiało pretendować do miana motta całej Nibylandii: No niby jest...

Zjawisko „nibości” dotyka nie tylko nasz krwiożerczy niby-kapitalizm. Nawet pogoda nie unika pozorności. Za nami prawie zima i brak śniegu na Boże Narodzenie najprawdopodobniej zrekompensuje nam śnieg na Wielkanoc (tekst piszę przed świętami). Także niby groźne globalne ocieplenie jest całkiem pożyteczne, choć psotliwe.

Można również pobawić się w wyliczankę, rażąc wszystkich powtórzeniami: Dzwoneczki niby cenią inteligencję Piotrusiów, którzy niby nie patrzą na wygląd, bez którego teraz np. w polityce niby ani rusz, choć jakby niedawne wybory temu zaprzeczają. Studia są niby przepustką, choć etat sprzedawcy z wyższym wykształceniem to paranoja, ale tylko niby rzadka...

Chciałbym wydorośleć na niby; na szczęście czuję, że mam duże szanse! Czy między „niby” a „prawie” jest jakaś różnica? Chyba nie, bo i to, i to robi wielką różnicę...

Teraz myślę, jak (rzeczywiście i prawdziwie) zakończyć ten pozornie niepoukładany felieton. Pomoże mi Zenon Laskowik (oczywiście na niby). Co mamy (naprawdę)? Rok 2008!

                                                                                              P.W.
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka