Moje listy do….
Już po
wyborach. Czekamy na idealną Polskę. Będzie nowy rząd, nowy premier.
A właśnie. Dotychczasowy premier powiedział, że w przeciwieństwie
do swojego następcy nie wychował się na podwórku, a w lepszym
miejscu. Wyobrażasz sobie?
Pewnie
się oburzyłeś tak jak i ja. Bo my przecież jesteśmy dziećmi podwórek
- twoje było malutkie, ale moje wspaniałe. Prawdę mówiąc dzisiaj też
mi się wydaje małe, ale kiedyś.... Okupowaliśmy je od samego rana .
Ileż tam było miejsc do zagospodarowania! I ciągle odkrywaliśmy
nowe. Dziewczynki bawiły się w dom i urządzały w kartonach pokoje
dla szmacianych lalek. Chłopcy jak to chłopcy; strugali z patyków
szable, zaklejali podziurawione piłki, naprawiali zdezelowane
rowery.
Czasem
przychodzili goście: dzieciaki z innej ulicy. Pokazywaliśmy im z
dumą nasze gospodarstwo, a potem handlowaliśmy.
Wymienialiśmy np. piłeczkę do palanta na szkiełko do w gry w klasy,
albo świeżo wystruganą szablę na prawdziwy scyzoryk.
Rozgrywaliśmy też mecze, a nawet całe wojny, które trwały po kilka
dni. Przygotowania do nich trwały długo i zaangażowane weń były
wszystkie podwórkowe dzieciaki, nawet te najmniejsze. Podział
obowiązków był tradycyjny dziewczyny miały dziewczyńskie zadania, a
chłopaki męskie, o żadnym tam feminizmie nikt nie słyszał. Ja i tak
często dostępowałam zaszczytu występowania w męskiej drużynie
palanta, a to ze względu na to, że świetnie chwytałam „kampy”(piłeczka
do palanta)
Popołudniami dołączali do nas rodzice. Siadali na ławeczce ,a mamy
częstowały tym co akurat w domu- jakimś kartoflanym plackiem,
pierogami, a czasem świeżo upieczonym ciastem. Ojcowie kurzyli
papierosy i dyskutowali o czymś tam...Jeśli u kogoś zdarzyło się
swiniobicie całe podwórko świętowało. Dzieciaki roznosiły po
sąsiadach świeżynkę, kaszankę i rewelacyjną swojską kiełbasę. Czasem
rodzice anektowali sobie nasze podwórko i wykorzystując sznur od
bielizny rozgrywali mecze w siatkówkę. Wieczorami z wszystkich okien
dobiegały wołania mam, które próbowały sprowadzić jakimś cudem swoje
pociechy na kolację. W życie naszego podwórka wpisane były również
wyprawy poza jego teren. Były to wyprawy cykliczne i
przygotowywaliśmy się do nich również bardzo starannie. Wiosna to
była wyprawa po pierwsze wiosenne kwiaty, później na orzechy, na
grzyby i bitwa rozgrywana w pobliskim lasku, gdzie pozostały jeszcze
po wojnie zupełnie nie zniszczone, prawdziwe strzeleckie rowy. Nie
było telewizji, komputerów, nie było nawet książek, a nam ciągle
brakowało czasu na zorganizowanie wszystkich zabaw, rozegranie
wszystkich meczów i bitew. To była prawdziwa integracja. Nie trzeba
było międzynarodowych projektów, spotkań z trenerami i
instruktorami. To podwórko było najwspanialszym profesorem od
integracji. Nikt nie wymyślał tysięcy sposobów na uruchomienie
dziecięcej wyobraźni - ona nam rozrywała głowy, wypływała każdym
kawałkiem ciała, pozwalała cieszyć się z całego serca każdym
najmniejszym nawet detalem naszego dziecięcego świata. Czy ktoś
straszył moich rodziców ADHD, bo pobiłam się z Lechem i nabiłam mu
takiego guza, że aż jego tata przyszedł na skargę? Bo walnęłam w
głowę piłką lekarską Tomka i przez tydzień wracałam do domu ze
szkoły okrężną drogą? Czasem podkradaliśmy sąsiadom owoce z ogródka,
albo w ferworze walki wybili szybę w czyimś oknie.
Patrząc na to dzisiaj to były głupstwa, ale przecież „Nasza mądrość
wywodzi się z naszego doświadczenia, a nasze doświadczenie z naszych
głupstw’(S. Guitry). Głupstwa popełniane przez dzisiejsze dzieciaki
są analizowane, opisywane przez psychologów i psychiatrów, stają się
materiałem na prace magisterskie i doktoraty. Są za mądre i nie dają
szczęścia jak te nasze. Do dzisiaj prawie nic się na moim podwórku
nie zmieniło. Na moim? Przepraszam, na naszym, bo przecież to z Tobą
przesiadywałam na ławeczce prawie do rana, to nasze dzieci
odwiedzały dziadków i bawiły się na tym podwórku godzinami, a
dzisiaj bawi się tam czasem nasz wnuk. Czy nic się nie zmieniło?
Pewnie jednak tak, ale zapach wrześniowych ogródków, taki
pomidorowo - pietruszkowy został do dzisiaj i łaskocze w serce
przywracając na moment najpiękniejszy czas w naszym życie
dzieciństwo. Posyłam ci w kopercie ten zapach do nieba razem z
wigilijnym opłatkiem. A miejsce przy świątecznym stole i tak będzie
na ciebie czekać.
Twoja E.
|