LUPA: STUD(N)IA ABSURDU

Absurd znaleźć jest stosunkowo łatwo, miejscami nawet włazi nam do oczu, pcha się przed kamery i ukazuje się nam dzielnie, chyba tylko po to, aby zepsuć nam humor lub nas zdenerwować. Czasami dotyczy on całych sfer i dziedzin życia, co skrzętnie pozwalają sobie wykorzystywać twórcy kawałów.

Od niedawna mogę na własnej skórze weryfikować dowcipy o studentach i, doprawdy, gdyby absurd świecił, na wyższych, państwowych uczelniach zbędne byłyby instalacje elektryczne i żarówki.

Takie, dajmy na to, załatwianie spraw w dziekanacie. Zapotrzebowanie na zaświadczenia na początku roku jest większe niż na świeże pieczywo w zimny, październikowy poranek. Raz, że trzeba przecież powiadomić WKU o podjęciu studiów; dwa, że trzeba udowodnić niektórym urzędom III RP, że jeszcze trzeba nas wspomagać, jeśli jakieś świadczenie nam przysługuje. Od humanistów wielkich zdolności logistycznych wymagać się nie powinno, no ale jakieś minimum wyobraźni i rozwagi myślę, że jednak obowiązuje. Tak się akurat składa, że do jednych drzwi muszą ustawiać się trzy kolejki do trzech stanowisk, które są w środku pokoju. Oczywiście akademicka młodzież koczuje, już gdzieś tak na godzinę przed otwarciem wrót, ale nic to nie da, jeśli za plecami czają się bardziej doświadczone grupy, bogatsze w spryt. Przy dużym natężeniu interesantów zazwyczaj dzieje się tak, że kolejki, zamiast stać koło siebie, stoją za sobą. Także Panie obsługujące dwa stanowiska piją spokojnie kawę, herbatę, sok, wodę i co tam jeszcze można pić, a jedna Pani nie może się nawet przejrzeć w lustrze. Później do głosu dochodzi druga kolejka, a trzecia, gdy już dochodzi, wybija magiczna godzina 13:00 i nazajutrz sytuacja się powtarza.

Zaskakująco ciekawie przebiega również procedura wypożyczania książek. Otóż można, po długich poszukiwaniach, wypełnić karteczkę z wszelkimi danymi o książce i niemile się rozczarować, gdy po podejściu do bibliotekarki, okaże się, że naszej upragnionej księgi nie ma! Osoby wykładowców to już temat na, co najmniej, osobny artykuł (jeśli nie książkę), w każdym razie uczelnie wyższe można śmiało nazwać zgromadzeniem ciekawych indywidualności, które na wykładach (i nie tylko) potrafią robić różne, ciekawe rzeczy.

Do tego dochodzi czasami niesamowity tłok w autobusie (jeszcze większy niż pod dziekanatem) i mamy częściowy obraz studiów... po dwóch tygodniach...

                                                                                              PW
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka