Wszystko jest kreacją?

E.CH.  Urodził się pan w Kowalu do Kowala wraca po latach. W jednym z wywiadów powiedział pan , że tu kończy się pana łuk tęczy.

J.N.  To znaczy dokładnie to samo co tęcza. Ona się zaczyna w którymś momencie, przelatuje niebo i łączy z horyzontem. Tak jest z życiem każdego człowieka. Rodzi się, zatacza swój łuk tęczy podczas którego są różne miasta, państwa, partnerzy, miłości i w końcu ląduje tam skąd wyszedł. Mam to szczęście, że to moje miejsce ciągle istnieje, tam są moi przyjaciele, rodzina, tam mam dom i tam wracam.

E.CH.  „...w dzieciństwie śniły nam się gołębie. Każdy wypatrywał na dachu swojej chałupy srebrno – czarnych punktów, chłopięcych marzeń o przyszłym odlocie w nieznany świat dorosłych, który wtedy kojarzył nam się naiwnie z błękitem.” Gdzie te gołębie, gdzie ten błękit?

J.N:   Mnie to w ogóle śmieszy jak ludzie wznoszą oczy do góry i modlą się do Pana Boga. Kto to wymyślił, że Pan Bóg jest u góry, a nie np. na dole albo z boku? No a gołębie.... Ja tam jeżdżę do tej małej miejscowości, z której pochodzę, do tych prostych ludzi po naukę życia, bo oni są bardzo mądrzy. Artystom i mnie również zbyt często towarzyszy uczucie nadmiernej euforii czy to po porażkach czy po zwycięstwach, więc ja tam jadę po rozum.

Tam mi facet udowodnił, że on nasze chłopięce marzenia zrealizował i to jest dla niego udane życie i dziwił się bardzo, że ja który tylu rzeczy nie zrealizowałem również uważam swoje życie za udane. Może ten błękit jeszcze przede mną....

E.CH.  Pozwolę sobie znowu zacytować fragment pana wywiadu: „ Może jestem malkontentem, ale mam takie wrażenie, że świat wraz z postępem cywilizacyjnym raczej idiocieje” Co pan przez to rozumie?

J.N.  Idiocieje, bo są głupie czasy. Moja generacja wzięła na swoje plecy nieznośną ilość faktów – to jest nie do przyjęcia. Ja to wszystko uznaję za nadmiar walorów, które są kompletnie niepotrzebne. Ja się z trudnością zgodziłem po latach na komórkę, ale i to przeważnie ja wyłączam. Świat idiocieje, bo skurczył się czas i ludzie nie zajmują się myśleniem, nie rozmawiają ze sobą, nie kontemplują pór roku, nie czytają. Człowiek, który nie czyta jest człowiekiem straconym i tyle.

E.CH.  Można powiedzieć, że jest pan człowiekiem sukcesu. Zagrał pan wiele doskonałych ról filmowych i teatralnych. Czy po tylu artystycznych doświadczeniach zgodzi się pan z takim stwierdzeniem krytyka Tadeusza Nyczka: „ Artysta nie ma wyboru. Musi zamknąć oczy na piękno i czułość świata, uzbroić się od stóp do głów jak Rambo i zejść do piekieł. Inaczej czeka go moralna anatema i etykietka eskapisty”.

J.N.  Wszystko co krytycy mówią jest na dobrą sprawę impotenckie. To jest piękne zdanie, ale ja nawet nie wszystko rozumiem.

E.CH.  Może krytykom właśnie o to chodzi, żeby nie rozumieć i zamieszać w głowie biednemu czytelnikowi.

J.N.  To niech oni mieszają w głowie pani, a nie mnie.

E.CH:  Nie ma pan ochoty spróbować swoich sił w polityce?

J.N.  Polityka to głupota totalna.

E.CH.  Dla Brechta aktor chlubiący się swoją ignorancją polityczną i traktujący teatr jak wieżę z kości słoniowej nie powinien się pokazywać w dorosłym towarzystwie.

J.N.  Brecht to było kawał złośliwego gnoja, cwaniaka. W sumie brudny gość.

E.CH.  Chyba to Arystoteles powiedział, że celem sztuki jest umoralnianie, a nie budzenie przeżyć estetycznych czy dostarczanie przyjemności.

J.N.  Przecież to kompletna głupota. Przecież to jest do dupy powiedzenie. Może Grek by to zrozumiał... Budowanie przeżyć estetycznych i umoralnianie  można doskonale połączyć w jednym dziele.

E.CH.  Jest pan autorem kilku książek.

J.N.  To za dużo powiedziane. 30 lat przyjaźniłem się z Piotrem Skrzyneckim. Po jego śmierci jakoś nie umiałem się z tym faktem pogodzić i zacząłem pisać do niego do nieba listy. Potem wpadłem na pomysł, żeby odpisywać sobie z nieba i to wszystko było drukowane w Przekroju jeszcze tym krakowskim. Przez blisko 5 lat te listy pisałem i powstały z tego dwie książeczki. Spotkały się z bardzo życzliwym przyjęciem, a najbardziej mnie zachwyciło, że tej cholernej młodzieży też się to spodobało.

E.CH.  Marta Meszaros to znakomita reżyserka i wspaniała kobieta. Pana życie z Martą jest niebanalne, pełne zawirowań, ale większość swojej tęczowej drogi przebył pan właśnie z nią.

J.N.  Minęło 30 lat jak jesteśmy razem. Ja lubię brzydkie, inteligentne kobiety. To nie ja ją wybrałem, ale ona mnie. Ja jeszcze w życiu żadnej kobiety nie wybrałem. Przecież to one wybierają. Im bardziej inteligentna kobieta tym bardziej kamufluje ten fakt. To mnie najbardziej wzrusza jak one to fantastycznie, jakimś nadludzkim instynktem wyczuwają, że to właśnie będzie ojciec ich dzieci. Mężczyźni w ogóle tego nie posiadają. Mężczyzna jest głupim człowiekiem. Miłość jest ciągłą pracą nad tym, żeby ją utrzymać. Miłość do Boga – to jest ogromna praca, ogromny wysiłek aby móc w niego wierzyć. Stąd człowiek wątpiący czy agnostyk jest często bliższy Bogu niż jakiś kretyn, który doznał objawienia i zobaczył Chrystusa w szybie familoka. Pan Bóg  jest za mądrym, za bardzo kochanym gościem, żeby się pokazywać. Jego siła polega na tym, że nikt Go nie widział.

E.CH. Jest pan spełnionym człowiekiem, artystą...

J.N.  Jaki tam spełniony. Spełniony może być tylko kretyn. Zresztą w żadnym spełnieniu nie można się rozsiąść jak w wygodnej kanapie. Człowiek składa się z samych pretensji do siebie.

E.CH. Wobec tego czego mam panu życzyć?

J.N.  Ja powiem czego ja pani życzę. Życzę, żeby pani nigdy nie wierzyła w to co ludzie mówią i piszą, dlatego, że to jest kompletne nieporozumienie. Pani słuchając czy czytając jest świadkiem kreacji, prowokacji intelektualnej, ewentualnego czyjegoś marzenia, ale mnie pani nigdy nie przyłapie na mówieniu prawdy.

E.Ch. Dziękuję za rozmowę.

Z Janem Nowickim gościem XIV BLT  rozmawiała

                                                       Elżbieta Chudzik
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka