"Dotykanie sztuki"
Tak
nazwano wystawę i działania jej towarzyszące, których autorem jest
Artur Kazimierz Tomaszewski. Wernisaż odbył się w Muzeum Regionalnym
w dniu 5. maja br., a rozpoczął się przy pięknej pogodzie przed
wejściem do budynku krótkim koncertem saksofonisty Andrzeja
Jędrzejaka (Jędrzej) i poezją autora wystawy. Wiersze czytali
Eugeniusz Dmytruszewski i Tomasz Dłużak (były i obecny aktor
„Wiatraka”).

Krótką przemowę wygłosił Burmistrz Miasta, a artysta i kustosz
muzeum zaprosili do zwiedzania. Oczywiście nie zabrakło prezentacji
autora i jego wystąpienia. Towarzyszyła mu żona Izabela, która jak
się okazało urodziła się w Barlinku, ale o życiu i rodzinie malarza
za chwilę. Wróćmy do wystawy. Oglądaniu obrazów towarzyszyła muzyka
saksofonisty, przygotowany przez organizatorów poczęstunek i jak
zwykle rozmowy. Czego zabrakło? Przestrzeni, jakiej wymaga oglądanie
tego typu obrazów. W możliwych do udostępnienia pomieszczeniach
muzeum zmieściło się siedemnaście obrazów niedużego formatu. Są
wśród nich portrety, martwe natury, pejzaże. To obrazy mocne w
kolorach, dlatego ich oglądanie wymaga większej przestrzeni, by
odpowiednio podziałały na wyobraźnię.
Atrakcją wieczoru było też malowanie przez gości przygotowanych
uprzednio na wielkiej planszy kwadratów (dla sprawiedliwego
przydziału miejsca) farbami akrylowymi. Punktem wyjścia był odcisk
dłoni z podpisem, a potem to już szaleństwo wyobraźni i inwencja
twórcza kierowały malującymi. Bawili się wszyscy świetnie, a nad
całością czuwał artysta – prowokator. Widać brak u nas tego rodzaju
happeningów i wykazania inwencji twórczej publiczności. Czemu będzie
służyło to wspólne dzieło i czy będzie gdzieś widoczne, czy po
prostu zostanie zamalowane, w celu odzyskania planszy, to problem
organizatorów, ale twórcy tego kolorowego dzieła zapewne byliby
usatysfakcjonowani z jego wystawienia, chociażby gdzieś przed
muzeum.

Artur
K. Tomaszewski lubi takie akcje, na które zaprasza ludzi z ulicy,
przechodniów, których sztuka nie interesuje, bo nie mają na nią
czasu. Trzeba więc ze sztuką wyjść do nich i sprowokować
zainteresowanie. Takie działania przeprowadzał często przy okazjach
swoich wystaw. Wspominał w rozmowie udane akcje malarskie połączone
z wernisażem w Rzymie, czy w Hamburgu gdzie wystawiał obrazy na
stadionie i prowokował ludzi do działania przebrany za kloszarda.
Wystawiał i przeprowadzał akcje malarskie na dworcach kolejowych,
stadionach, deptakach w Polsce i za granicą, między innymi na
deptaku Bogusława w Szczecinie, w czasie Festiwalu Artystów Ulicy. W
jednym ze swoich wierszy pisze „żyję naprawdę i życia oddech czuję
na całym swym istnieniu”. Może dlatego zdecydowałam się nieco
szerzej napisać o samym artyście.
Urodził się w 1966 roku w Szczecinie. Kiedy zapytałam czy cały czas
tam mieszka, westchnął i uznał że to zbyt zawiła opowieść, ale teraz
tak, mieszka znów w Szczecinie. Miejsce które w międzyczasie było
ważne to Sopot, gdzie mieszkał jego ojciec, uznany malarz Leonard
Tomaszewski, który odkrywając talent w Arturze widział w nim
kontynuatora swoich dzieł i próbował przekonać go do malarstwa ucząc
techniki i rysowania, z wiarą że obudzi się kiedyś w nim duch
artysty. Ale zbuntowany młodzieniec oburzony stylem życia bohemy,
zarzekał się, że przenigdy. Nie ukończył żadnej szkoły plastycznej,
a jednak ... zaczął malować w dniu śmierci ojca, nie wiedząc że
właśnie zmarł. Miał już wtedy rodzinę, a do malowania sprowokowała
go żona Izabela, pokazując puste ściany szczecińskiego mieszkania.
Mają troje dzieci (od 16 do 9 lat). Cała rodzina wspiera go w pracy
twórczej, a on lubi malować kiedy są wszyscy razem. Maluje na
płótnie trwałymi farbami wodnymi (akryle, gwasze) i lubi techniki
mieszane. Ma swoje wybrane firmy (włoskie, holenderskie) których
farb używa.
Pierwsza wystawa była w Szczecinie. W Barlinku przebywa od
października w delegacji służbowej w jednej z firm jako inspektor od
jakości konstrukcji stalowej, a poznając ludzi, dał się namówić na
wystawę w naszym muzeum.
Romana Kaszczyc
|