Zmiany w oświacie?

Człowiek przychodzi na świat nie posiadając żadnej wiedzy. Dopiero z biegiem czasu zaczyna poznawać różne dziedziny i opanowywać różne umiejętności. Potrzebuje nauczycieli. Są nimi najpierw rodzice, potem panie pracujące w przedszkolu, aż wreszcie przychodzi czas na prawdziwą naukę w szkole. Dobrze byłoby, gdyby to była dobra szkoła. Ostatnio nie dzieje się najlepiej. Dopiero nie tak dawno mieliśmy reformę szkolnictwa, a znów mówi się coraz głośniej, np. o tym, że najrozsądniejszym rozwiązaniem byłby system 3x4 (cztery lata podstawówki, cztery lata gimnazjum i cztery szkoły średniej). Gdy dokładniej przyjrzeć się dzisiejszej oświacie, dochodzę do wniosku, że zmiany w niej są konieczne. Jednak powinny być one gruntownie przemyślane, skonsultowane i stopniowe. Współczesne programy nauczania są przeładowane materiałem do przerobienia, że już nie ma czasu na utrwalanie, wyciąganie wniosków. Nie ma czasu na myślenie. Uczeń ma więc do wyboru: albo siedzenie nad książkami całymi dniami – często z pomocą rodziców – lub (i) nerwicę szkolną albo „szkołę życia” – więc „radzenie sobie” poprzez ekspresowe odpisywanie zadań od innych.

Życia nie ułatwiają też uczniom podręczniki. Autorzy niektórych z nich chyba nie bardzo zdają sobie sprawę z tego, do kogo je adresują. Dla 10-,13- latków pisze się stylem akademickim, traktując uczniów jak młodych uczonych, którzy od urodzenia fascynują się danym przedmiotem i już w szkole podstawowej potrafią selekcjonować wiedzę, tworzyć uogólnienia, podczas gdy nie mają – bo i skąd – opanowanej wiedzy podstawowej.

Nie wszystkie problemy wynikają z podręczników. Niejednokrotnie jest to wina źle ułożonych programów, np. z historii. Otóż historii uczy się teraz nie liniowo, ale koncentrycznie: zamiast uporządkowanego przeglądu chronologicznego otrzymujemy trzykrotny powrót do poszczególnych epok, w różnych aspektach (np. Egipt w czwartej, piątej i szóstej klasie). Zamiast po kolei, rzetelnie, w miarę szczegółowo objaśniać poszczególne okresy historyczne – podstawowe fakty, jakie miały miejsce, tło kulturalne, gospodarcze – jako całościowy proces, jest zabawa w układanie puzzli – luźnych obrazków z dziejów wyciętych z kontekstu, co nie daje pełnego zrozumienia procesu historycznego.

A nauczyciele? Ciągle czują się na cenzurowanym. Żyją pod groźbą sprawdzianów, które nie biorą pod uwagę potrzeb i możliwości dziecka, ale są potrzebne do różnego rodzaju ankiet i rankingów. W ocenianiu pracy szkoły czy nauczycieli nie liczą się postępy w wychowaniu, w edukacji ucznia, ale wyniki testów i one są podstawowym kryterium pracy szkoły i nauczyciela.

Nauczyciele toną w papierach. Ciągle przeprowadzają jakieś badania, prowadzą sondaże, badają wyniki, opracowują ankiety, powołują komisje, mierzą efekty. W powodzi papierów tonie to, co powinno być w szkole najważniejsze: potrzeby dziecka, jego rozwój.

Do tego dochodzi jeszcze nieszczęsny awans nauczycieli. Jakie warunki trzeba spełnić, by awansować? Przede wszystkim zgromadzić stosy oświadczeń, zaświadczeń, dokumentów itp. Nieważne są konkretne efekty pracy pedagogicznej, kontakt z uczniami, ale papiery.

Warto więc ruszyć głową i niejedno zmienić w oświacie. Oby była to zmiana przemyślana, która dałaby pozytywne rezultaty i uczniom i szkole.
 

                                                                          Halina Kasprzak
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka