Dawniej i dziś
- wspomnienia rodziny Juniewiczów i Symonowiczów.

 

Maria Symanowicz córka Genowefy i Onufrego Juniewicz, synowa Anny i Franciszka Symonowicz.
 

Moja mama Genowefa Jałyńska ze swoim pierwszym mężem Adamem Jałyńskim mieszkali na Litwie we wsi Bendry powiat Troki. Mieli duże gospodarstwo w tym 40 ha ziemi, bydło i trzodę. Rodzina składała się z rodziców i dwojga dzieci, córki Reginy i syna Adama.
 

Zimą 1943 roku Adam Jałyński został rozstrzelany (gdyż nie oddał w terminie podatków) wraz z innymi, razem 12 osób. Ludzie, którzy jechali do miasta byli przymusowo zatrzymani aby oglądać egzekucję.
 

Mama została z dwojgiem małych dzieci i dużym gospodarstwem, było jej bardzo ciężko aby poradzić ze wszystkim na czas.

Po roku wyszła za mąż za mego ojca Onufrego Juniewicza. Po roku, w 1945 roku urodziłam się ja , a następnie w 1947 i 1948 roku jeszcze dwie młodsze siostry. W tym czasie na Litwie za rządów Stalina były organizowane kołchozy.
 

We wsi Pangóry mieszkała rodzina Symonowiczów mieli młyn i tartak oraz gospodarstwo. Młyn i tartak Franciszek Symonowicz prowadził ze swoim bratem Aleksandrem. 25 lutego 1949 roku zabrali wszystko nam i Symonowiczom i wywieźli na Syberię. Nas było 7 osób (5 dzieci i rodzice). Najmłodsza siostra Monika miała wtedy 6 miesięcy, już mieliśmy wsiadać do wagonów, kiedy ojciec zobaczył znajomego milicjanta i bardzo go prosił aby zaniósł młodszą siostrę, jeszcze chorą do dziadków (rodziców ojca), bo ona tej podróży chyba by nie przeżyła.
 

Tak się też stało, siostra wychowywała się u dziadków na Litwie w czasie kiedy my byliśmy na Syberii. Początkowo mieszkaliśmy w jakiejś małej osadzie w lesie, ojciec pracował jako robotnik leśny, a następnie przewieziono nas do wsi Wierchniaja Iret Totumietskij rejon Irkutskaja obłost. Rodzina Symonowiczów mieszkała we wsi Poleżajewo gmina Wierchnaja Iret. Rodzice pracowali w kołchozie my zaczęliśmy chodzić do szkoły. Straszne to były czasy bieda, głód i okropnie zimno. Ja więcej chorowałam niż chodziłam do szkoły, nawet nie miałam butów, żyło się z dnia na dzień. Z rodziny Symonowiczów chodzili do szkoły Witek i jego siostra Natalia, starsze rodzeństwo już pracowało. Na Syberii byliśmy 6 lat i 10 miesięcy. Kiedy otrzymaliśmy zgodę na nasz powrót do ojczyzny ojciec napisał list do swoich rodziców aby czekali z siostrą Monika na nasz pociąg na dworcu w Wilnie, tak się też stało. Na początku grudnia 1955 roku wyjechaliśmy do Polski, jechaliśmy 3 tygodnie, ale nie jechaliśmy przez Wilno tylko przez Moskwę, Brześć i dalej do Polski. Dziadkowie z moją siostra Moniką czekali na dworcu w Wilnie 2 tygodnie, dopiero w 1956 roku latem ojciec pojechał na Litwę i przywiózł siostrę Monikę (kiedy ją poznałam miałam już 10 lat). Rodzina Symanowiczów w tym samym czasie wróciła do Polski.
 

W 90 latach po wyzwoleniu Litwy pojechałam na Litwę aby poznać swoje korzenie. Kuzynka mi opowiadała, że niedawno w miejscowej gazecie ukazał się artykuł o tej smutnej sprawie z 1943 r. nawiązujący do rodziny mojej mamy z dawnych lat, a dalej pojawiały się pytania ,,Gdzie jest ta kobieta teraz?”(której męża rozstrzelali), ,,Co się stało z jej dziećmi?”
 

Następnie odwiedziłam groby swoich dziadków i kiedy tak stała nad grobami moich dziadków w zadumie wydawało mi się, że całe moje życie a zwłaszcza dzieciństwo było okropnym makabrycznym snem, a w Polsce byłam tylko na urlopie, a resztę swego życia spędziłam wraz z moimi przodkami na Litwie. Obecnie jestem już na emeryturze i należę do Związku Sybiraków.
 

Kiedy dowiedziałam się, że do Barlinka ma przyjechać wystawa z Gorzowa o Syberii postanowiłam zdobyć dokumenty o pobycie na Syberii mojej rodziny Juniewiczów i rodziny mego męża Symonowiczów aby wziąć udział w wystawie. W tym celu napisałam lista do szkoły w której uczyłam się ja i mój mąż na Syberii. Korespondencyjnie zaprzyjaźniłam się z 2 nauczycielkami z Syberii.
 

Otrzymałam wiele dokumentów, które świadczą o naszym pobycie na zesłaniu, a nawet stopnie z dziennika mego męża Witolda Symonowicza i jego siostry Natalii (obecnie Wojdat) potwierdzenie ze szkoły, że ja i mój mąz byliśmy urodzeni w Wierchniej Irieti na Syberii, wypisu z ewidencji ludności z archiwum w Czeremchowie, a nawet 19 nazwisk i własnoręcznych podpisów mieszkańców wioski którzy nas znali osobiście. Znalazłam również nazwisko dyrektora szkoły z lat kiedy tam ja uczyłam się to Inokientij Wasiljewicz Łochow, kiedy to zobaczyłam rozpłakałam się.
 

Nauczycielka z Syberii z którą zaprzyjaźniłam się również jest potomkiem Sybiraka. W 1864 r. tuż po Powstaniu Styczniowym(jeszcze za cara) jej pradziadek Józef Navczmanski również został wywieziony na Syberię i tam pozostał jak wiele innych rodzin. Marzeniem Tamary od kilku pokoleń jest odnalezienie swoich korzeni w Polsce. W tym roku Tamara Czernyszewa ma przyjechać do mnie aby zobaczyć ojczyzną swoich przodków. Może spełnią się jej marzenia!


Maria Symonowicz

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka