Robert ma 14 lat. Na pierwszy rzut oka wygląda jak przeciętny pierwszoklasista. Nikt, patrząc na jego niewinną twarz, nie domyśliłby się, że ten sympatyczny chłopak przez ostatni rok sięgał po narkotyki.

BRAĆ CZY BYĆ

W szóstej klasie Robert miał świadectwo z wyróżnieniem. Rodzice wysłali go na kolonie. W pociągu usiadł obok Wojtka, starszego o rok chłopaka, który jak się okazało, mieszkał w tej samej dzielnicy. Rozmawiali przez całą podróż, a na koloniach trzymali się razem. Wojtek bardzo Robertowi zaimponował. Był wygadany, wszystko potrafił załatwić i inni go szanowali. On sam właściwie przez całą podstawówkę był uważany za kujona i niedorajdę, nigdy nie miał wielu przyjaciół. Zabiegał więc o względy Wojtka. Robił wszystko, żeby mu się przypodobać. Czuł, że nareszcie ma prawdziwego przyjaciela. Po powrocie kontakt między nimi urwał się na jakiś czas, więc gdy Wojtek zadzwonił, Robert od razu pobiegł spotkać się z nim.

-Kiedy się zobaczyliśmy, Wojtek pożyczył ode mnie pieniądze, kazał poczekać na siebie i później poszedł. Wrócił po godzinie z fifką wypełnioną skunem i powiedział, że da mi spróbować czegoś naprawdę fajnego. Zapaliliśmy w jakimś bloku. W ogóle nie myślałem o tym że robię coś złego. Trochę się bałem. Ale nie odmówiłem, nie chciałem wyjść na frajera. Myślałem, że jeśli nie zapalę, Wojtek już nigdy się ze mną nie spotka.

Robert początkowo spotykał się z Wojtkiem tylko w weekendy. Rodzice pozwalali na spotkania z kolonijnym kolegą. Niech sobie pogadają, wyszaleją się. Dawali synowi pieniądze na ciastko, colę czy pizzę. Wszystkie szły oczywiście na narkotyki. Z czasem zaczęli spotykać się dwa, trzy dni w tygodniu. Najpierw szli po towar, potem szukali spokojnego miejsca. Tam palili skuna i pili piwo. Któregoś dnia osiedlowy dealer zaproponował im nowy fantastyczny narkotyk. Sprzedał w ramach promocji za pół ceny i dał wskazówki - jak i ile zażyć, żeby najmocniej kopnęło:

- To był braun czyli heroina. I tak zapaliłem heroinę. I niestety nie ostatni...

                        Tu losy bohaterów urywają się, a dalsza historia jest wyróżnioną pracą konkursową uczennicy Publicznego Gimnazjum Nr1 Natalii Drewke z klasy II b.

Poczuł się bardzo fajnie, a nawet odlotowo. Jak mówił, był w siódmym niebie. Kolega próbował wymusić od niego pieniądze, potrzebował ich dużo, aby starczyło na ,,Maryśkę". Nie docierało to do Roberta. Był rozkojarzony i nie mógł się skupić. Nic mu się nie chciało, był zmęczony. Wojtek zaczął mu grozić, że jak nie przyniesie kasy, to... Wtedy uciekł.

Szwędał się po okolicy. Nadszedł wieczór. Znalazł się w parku na ławce. Gdy spał, został okradziony. Zabrano mu  klucze i komórkę.

W tym samym parku na spacerze byli rodzice Roberta. Od razu go zauważyli, ale nie chcieli uwierzyć, że to ich syn. Nie wiedzieli, co się właściwie stało. Byli jednak rozsądni, więc zadzwonili po pogotowie. Lekarz poinformował ich, że z chłopcem nie jest źle, ale będzie musiał poleżeć w szpitalu.

Gdy tam przebywał, miał dużo czasu na przemyślenie swoich błędów. Pomagał mu w tym tutejszy psycholog. Robert uświadomił sobie, że zachował się nieodpowiedzialnie i nielojalnie w stosunku do  swojej rodziny. Odważył się wszystko opowiedzieć rodzicom, chociaż obawiał się trochę ich reakcji.

Na szczęście byli wyrozumiali i powiedzieli, że najważniejsze jest jego zdrowie.

Zerwał  z nałogiem. Nie było łatwo, ale przestał palić papierosy i zażywać narkotyki. Gdy wrócił do domu, stwierdził, że życie bez używek jest dużo łatwiejsze i milsze, a co najważniejsze- po prostu zdrowsze.

Rozpisał sobie plan na kolejne dni i postanowił, że codziennie będzie grał w piłkę nożną i biegał. Dotrzymał słowa. Jego życie stało się spokojne, wypełnił je ciekawymi zajęciami i sportem.

Pewnego dnia znów pojawił się u niego kolonijny znajomy. Przyszedł pożyczyć pieniądze na narkotyki. Robert próbował mu wytłumaczyć, że źle robi, jednak ten go nie słuchał. Na dodatek zaczął mu robić wyrzuty, że  taki z niego kolega, że nie chce pomóc w potrzebie, że lepiej nie mieć w ogóle przyjaciół. Wcale nie chciał słyszeć tego, co miał mu do powiedzenia Robert. A ten próbował mu wytłumaczyć, że pożyczyć pieniądze może, ale nie na narkotyki.

Wojtek wyglądał jak typowy narkoman. Oczy miał podkrążone, był cały brudny. Nic do niego nie docierało. Myślał tylko o kolejnych działkach.

Na szczęście Robert spotkał Wojtka jeszcze raz. Tym razem zainterweniował. Wezwał karetkę. Zabrano go do ośrodka uzależnień. Leczenie musiało trwać o wiele dłużej niż w jego przypadku i było bardziej skomplikowane, ale przyniosło efekty.

Gdy Wojtek wyszedł ze szpitala, musiał spotkać się z Robertem. Miał mu dużo do powiedzenia, podziękował przede wszystkim za to, że w odpowiednim momencie wezwał pomoc.

Robert zaoferował koledze wspólne bieganie i  grę w piłkę. Połączyła ich szczera przyjaźń. Wiele w życiu przeszli i wiedzieli, ile można stracić przez nieodpowiedzialne zachowanie.

Losy bohaterów potoczyły się dobrze, jednak to tylko historia- wymyślona historia.

Ta skończyła się pomyślnie ,ale wielu młodych ludzi wpadając w ,,pułapkę uzależnienia,, traci coś bezpowrotnie-być może przyjaciół, rodzinę, zdrowie…Nikt z nich nie wyobraża sobie szkód jakie niosą narkotyki, alkohol, papierosy, dopóki …sam tego nie doświadczy.

Pytanie więc o sens tego doświadczenia pozostawiam młodzieży do przemyślenia.

           Ktoś kto dobrze
radzi
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka