Gala Gęsiarkowa
Po raz pierwszy Złote Barlineckie Gęsiarki wręczane były w 1995
roku, więc w 2004 roku obchodzono jubileusz. Po raz dziesiąty
wyróżniono osoby i firmy, które w sposób znaczący wpłynęli w
minionym roku na gospodarczy wizerunek Barlinka.
W
hotelu Alma, gdzie gala miała miejsce, w sobotę poprzedzającą
wigilię zjawiło się wielu zacnych gości. Nie mogło zabraknąć
posłanki ziemi barlineckiej na Sejm Bożeny Kozłowskiej. Pojawił się
tradycyjnie, przywieziony samochodem służbowym starosta myśliborski
Janusz Winiarczyk, który jak zwykle przy takich okazjach nie chciał
ukrywać zazdrości z powodu prężności i gospodarczego potencjału
Barlinka. Były oczywiście władze Barlinka z burmistrzem Zygmuntem
Siarkiewiczem, paradującym w honorowych insygniach władzy, to znaczy
w łańcuchu na szyi. Jego zastępczyni Amelia Pakosz tym razem
pojawiła się w niezwykle gustownym fioletowo-bordowym spodnium. Radę
Miejską reprezentował zastępca przewodniczącego Mariusz Maciejewski,
bowiem jego szef niespodziewanie zachorował i nie mógł zmierzyć się
bezpośrednio z grupą przedsiębiorców, która miała do niego parę
konkretnych pytań o sposób sprawowania władzy w Barlinku.
Nieoczekiwanie, chociaż zgodnie z planem w Almie zjawiła się pani
prezydent barlineckiego Lions Clubu Małgorzata Makowska-Kociemba.
Wiele osób zadawało sobie dyskretne pytania, po cóż tu ona, lecz
skoro galę zaszczycił swoją obecnością ksiądz proboszcz Andrzej Miś
pominięto to zgoła milczeniem. Nawiasem mówiąc proboszcz Miś jest
laureatem honorowego dyplomu Złotej Barlineckiej Gęsiarki z 2003
roku, więc jego udział był tu co najmniej zasłużony, ale niestety
nikt w to dokładnie nie wnikał. A dlaczego zjawiła się prezydent LC
Kociemba, o tym za moment.
Marek Piechocki, właściciel Almy, stanął nie tylko na wysokości
zadania, ale niemalże na głowie, aby dogodzić wszystkim gościom.
Zaserwowane menu na gorąco i na zimno mogło niektórych wprowadzić w
kulinarny obłęd. Bo jakże można by było skrytykować podane danie pod
nazwą: delikatna pierś kurczaka zrolowana z mięsem strusia zawinięta
w liście nori w sosie truflowym z chrupiącymi brokułami i
ziemniaczkami w rozmarynem. A cóż to takiego nori? A to są takie
morskie glony... Nie wspominam już o szwedzkim stole nazwanym
finezyjnie „Rajska Plaża” (nie miałem najmniejszego pojęcia, co tam
podawano) oraz zwykłej golonce, ale za to z grilla.
Oprócz uczty kulinarnej, zadbano a jakże o ucztę duchowo-kulturalną.
Bo oto przed kwiatem barlineckiego biznesu wystąpił tercet Music
Flower Classic (klarnet, piano, skrzypce) z gośćmi ze Szczecińskiej
Operetki, w lekkim repertuarze operetkowym, który podobał się
niezwykle. I repertuar, i wokalistka także, bowiem przy każdorazowym
jej pojawieniu się na scenie przez salę przebiegało głośne ŁŁooołłł.
Oczywiście wszystko było należycie wyreżyserowane.
Na
specjalne zaproszenie (i na koszt) Marka Piechockiego wystąpił
niesamowity kabaret Pornograf ze Szczecina, z programem lekko
świntuszącym (zgodnie z nazwą), ale z niebywałą precyzją i kunsztem
zniewalający widownię. Nie było się czemu z resztę dziwić, bowiem
kabaret wystąpił już po północy, a więc percepcja słuchaczy mogła
być już o tej porze z lekka naruszona.
A
po cóż Lions Club na takiej imprezie? LC Barlinek jest jednym z
inicjatorów zbiórki funduszy na zakup bardzo potrzebnego i drogiego
ultrasonografu dla barlineckiego szpitala. Lepszego gruntu nie
trzeba, jak gęsiarkowa gala. Po za tym Ryszard Hyży, prowadzący
wokalnie całą imprezę, tak zaimprowizował zbiórkę wśród uczestników,
że pieniądze popłynęły falą gnaną niczym tsunami. A było co
licytować. Bowiem Szef gorzowskiego Banku Handlowego Tadeusz Tomasik
na licytację ufundował 12 tys. zł w banknotach stuzłotowych. I co z
tego, że były to banknoty, które przeszły przez specjalną niszczarkę.
Było się o co w końcu bić. Licytację zaczął burmistrz Siarkiewicz,
który wrzucił do kartonika 50 zł. Potem wpadło w to miejsce też
kilka 50-złotówek. Aż Marek Piechocki nieco podwyższył stawkę
wpłacając 150 zł. Mały pomruk na sali, krótka chwila zastanowienia i
ruszyło. Jarek Wistuba z Berlina dał 50 Euro, później Romek Bunda
160 zł. Grzegorz Kopaczewski, świeży laureat gęsiarkowy podbił nieco
stawkę do 600 zł. Andrzej Szyszka postawił poprzeczkę na 1 tys. zł,
lecz nie przeszkadzało to innym wrzucać inne nominały, znacznie
mniejsze od 100 zł. A po tysiącu wrzucili też Leszek Hyży (Pyrmo),
Waldemar Matyja, Tadeusz Przybyłek, bracia Goryńscy i Tadeusz
Niewiadomski (dlaczego jeszcze nie ma Gęsiarki!!!).
Szef Export-Importu telefonicznie wezwał posiłki i wkrótce w
kartoniku na USG znalazło się jego kolejne 2 tys. zł. Andrzej Pakosz
(Watex) nie chciał być gorszy i zadeklarował też 2 tys. zł, które
wpłaci na konto, bo akurat nie miał w kieszeni takiej gotówki.
Świeżo upieczony gęsiarkowicz Marek Zaborski także zadeklarował 2
tys zł. Lecz wydawało się, że wszystkich przebił Mirosław Stefański
(STEM), laureat „Gęsiarki” z 1996 roku – zadeklarował on bowiem 3
tys. zł.
Cóż
można powiedzieć o sile samorządowego pieniądza i wspólnej
deklaracji burmistrza i vice przewodniczącego Rady Miejskiej – otóż
z tegorocznego budżetu na zakup USG miasto przeznaczy 20 tys. zł.
Podliczono wkrótce gotówkę i zadeklarowane kwoty i wyszło całkiem
nieźle: 7,3 tys. zł gotówki i.... 33 tys. zł deklaracji
upublicznionej. Pięknie, razem 40,3 tys zł na zakup ultrasonografu,
który nota bene kosztuje 200 tys. zł.
I
na tym wypada zakończyć, bowiem wspólnych dyskusji, bardziej
prywatnych niż publicznych, nie należy upubliczniać. Powiem tylko,
że uprawianie karaoke jest jak najbardziej wskazane....
Krzysztof Kedzior
|