Za a nawet przeciw
Chodniki dla cyklistów
Bulwersujące wiadomości nadchodzące z frontu walki o prawo jazdy dla
cyklistów każdą ulicą, chodnikiem, ścieżką albo duktem
pielgrzymkowym lub kładką nad torami kolejowymi każą mi się mieć na
baczności. Zwłaszcza, że niewinnie zaczyna się od Dnia Bez
Samochodu, kiedy każdy powinien zostawić automobil w domu i
przesiąść się na rower albo na hulajnogę, które to środki lokomocji
wydzielają mniej gazów i nie zatruwają środowiska.
No pewnie, ale nic się nie wspomina o zdolnościach w tej branży
samych cyklistów i hulajnogów. Nie chodzi o to, żeby oni wydzielali
trujące środki gazowe. Nie zatruwają powietrza, bo nie jeżdżą na
ropie ani na fałszowanej benzynie. Niekiedy tylko na cyku. Za to
bezkompromisowo przejeżdżają pieszych na chodnikach albo na
przejściach dla pieszych na tych dwóch czy trzech autostradach w
Barlinku.
A bogać to! W Dniu Bez Samochodu sam zostałem bez skrupułów
przejechany przez rowerzystę na przejściu dla pieszych i to w
dodatku na głównej ulicy miasta. Żadnego auta, więc idę. A tu
bicyklem ktoś mnie trąca. Na szczęście uciekł zadowolony, że mi się
go nie chciało dogonić.
Niedługo radykalne frakcje parlamentarne uchwalą Dzień Bez
Samochodu, który ma trwać cały rok. Boże Drogi, miej nas w opiece,
bo wtedy nie będzie ratunku przez cały rok, a tylko Dzień w
Samochodzie stanie się jedynym dniem bezpiecznym na przejściach dla
pieszych i na chodnikach. Cyklista mi będzie mógł, za
przeproszeniem, naskoczyć.
Słomka
|