Z lamusa Raptusa
Już od kwietnia 1992 roku w raptusowych
felietonach staram się zwracać uwagę na pewne postawy, nie zawsze
pozytywne, a dotyczące zarówno pospolitych cech naszego
społeczeństwa, w szerokim tego słowa znaczeniu, jak i przede
wszystkim przywar jego przedstawicieli, którzy o kształcie tego
społeczeństwa mają stanowić. Z komentarzy czytelników na temat tych
felietonach wnioskuję, że trafiają na żyzny grunt. Gorzej z osobami,
środowiskami, których te felietony bezpośrednio dotyczą. Tu już daje
się zauważyć stosowanie pewnego szablonu, charakterystycznego dla
wszystkich odcieni poglądowych.
Osoby, bądź liderzy różnych opcji,
wytykane przywary przypisują jedynie swoim przeciwnikom, bo według
nich wszystkie ujemne cechy, to przede wszystkim cechy naszych
wrogów, nigdy nasze. A najlepiej, (wzorem stosowanym przez wiele
funkcjonujących w naszym kraju nośników informacyjnych,
specjalizujących się w sensacyjnym podawaniu wiadomości „dobrych czy
złych, choć nie zawsze prawdziwych”) byłoby znać po imieniu i
nazwisku tych, i są zdziwieni dlaczego ich nie wymieniam ?
Zapominają o tym, że już wiele setek lat temu pewien wielki
myśliciel zapytany, co jest najtrudniejsze, odpowiedział:
Znać siebie samego. Że też nikomu z nich nie przyjdzie
zastanowić się, czy aby pokazywane w moich felietonach przywary nie
dotyczą również jego osobiście?
Kopa lat Raptusa, to gros
problemów w nim poruszanych. Problemów związanych z ludzkimi
postawami, zjawiskami społecznymi, wątpliwościami i oczekiwaniami,
także satysfakcjami z udanych osiągnięć.
W rozmowie z pewnym „starym”
przyjacielem usłyszałem takie jego pytanie: Czy uważasz, że to co
piszesz w Raptusie, chociaż wiem, że jest czytane, czy aby przez
właściwe osoby jest właściwie rozumiane? Pytanie w pełni
uzasadnione. Myślę, że jeśli chociaż kilka osób, od których zależą
losy naszego środowiska, zastanowi się nad moimi sugestiami i
poczują niepokój, to znaczy, że są one potrzebne. Oczywiście
wolałbym, aby te moje „wyliczanki społecznych czyraków”, były w
całkowicie wyleczalne, ale przecież nie jestem naiwnym optymistą,
żyję na świecie zbyt długo, żeby wierzyć w cuda.
Takie stanowisko zawarte było w moim
motto i towarzyszyło mi od początku, czyli od 12 lat. Dlatego to, co
staram się w swoich felietonach pokazywać, obnażać, nigdy nie miało
w zamiarze piętnowanie pojedynczych osób. To byłoby bez sensu. Nie
jestem sędzią i nie mam takich legitymacji. Jako członek tej
społeczności mam obowiązek ukazywać, obnażać różne przywary
współczesnego rytmu życia naszego środowiska, niestety, wcale w swej
jakości nie odbiegającego od powszechnie przyjętych w kraju norm,
jakże charakterystycznych dla wielkich przeobrażeń. Ale zdarzało mi
się także pochwalać widoczne osiągnięcia, co w mniemaniu jednych
sankcjonowało ich drobne sukcesy odsyłając w cień potknięcia, a w
pojęciu drugich świadczyło o mojej uległości wobec tych pierwszych.
Tymczasem ani jedni, ani drudzy nie mają racji, bowiem moją zasadą
jest stać ponad wszelkimi podziałami, zwłaszcza politycznymi,
zastrzegając sobie prawo do własnej oceny tego co się wokół mnie
dzieje.
Czasami jednak nachodzą człowieka
pewne wątpliwości. Ot, choć by - jak długo można bić głową w ścianę?
Sięgnąłem więc do roczników EB, aby sprawdzić, czy się nie
powtarzam, czy z tego co punktowałem - zarówno w sensie negatywnym
jak i pozytywnym - zostało coś wyeliminowane lub zrealizowane, i
muszę stwierdzić, że choć nie wszystko, to wiele spraw znalazło
korzystne rozwiązania. Ale wątpliwości mimo to pozostają...
Raptus
|