Nienasyceni, niedopieszczeni

Jestem daleki od politykowania. Jeśli coś zmusza mnie do ocierania się o politykę, to nerwy, cholera jasna, nerwy”, jak mawiał śp. Adolf Dymsza, mój od dzieciństwa ulubiony aktor komiczny, a mimo to jakże poważny. Mimo to, staram się unikać zajmowania głosu na tematy, o których tak naprawdę nie mam większego pojęcia, jeśli więc to, co poniżej zrelacjonuję, nie wszystkich przekona, niech przynajmniej uświadomi nam jak myśli przeciętny, daleki w sensie bezpośredniego kontaktu z politykierstwem  Polak.

Zdarzyło mi się, podczas zdrowotnych spacerów, trafić na trzech znajomych panów, którzy politykę traktują jako swego rodzaju odtrutkę na własne stresy i w tym temacie wyładowują swoje porażki z żonami, dziećmi, wnukami, sąsiadami i wszystkim co ich otacza. Przysiadłem się do nich już w trakcie rozwiniętej dynamicznie rozmowy, dlatego spotkanie to zaczynam nie od początku. Pozwolę sobie także odstąpić od dosadniejszych określeń, jakie raz po raz oddawały stan napięcia tej dyskusji, chociaż dosłowne zrelacjonowanie tych trzech monologów (tak by trzeba było w zasadzie nazwać tę dyskusję), oddałoby najwierniej stan ducha nie tylko tych panów, ale - jak jestem przekonany - większości naszego społeczeństwa. W pewnych przypadkach pozwolę sobie podmienić niektóre przymiotniki, gdzie indziej je pominę, ale myślę, że Czytelnicy i tak będą wiedzieli o co chodzi. Cały ten stan mógłbym określić jednym wyrazem, którego najczęściej i bardzo trafnie używają Francuzi - merdé, co najwierniej oddawałoby stan ducha naszego narodu, tylko że wtedy nie byłoby tego felietonu.

- ... Fanzolisz, bracie. Ja ci mówię, że to wszystko jest po to, żeby zmierzwić szare komórki naszych obywateli do tego stopnia, aby nigdy nie dowiedzieli się, o co właściwie chodzi...

- Jak nie wiadomo o co chodzi, to znaczy, że chodzi o pieniądze...

- Też chromolisz byle co. To od dawna wiadomo. Już król Popiel chciał wydutkać swoich rywali przecież nie dla czego innego, tylko dla pieniędzy...

- Popiel nie był królem tylko legendarnym księciem gnieźnieńskim...

- Nie chrzań, przecież wszyscy wiedzą. Ale gdy mowa o naszych bonzach, to wiadomo, że to są króle biznesu, a nie politycy, bo polityk, to przede wszystkim facet, co dba o interesy społeczeństwa...

- Klituś bajduś, módl się za nami! Widziałeś u nas polityka, któryby na pierwszym planie stawiał zwykłego człowieka?

- Też coś! To tak jak byś chciał, żeby dojarka nie doiła krów, tylko wpompowywała mleko do krowich wymion, hi,hi!

- Też coś wymyśliłeś!... Chociaż - prawdę mówiąc - to nie zły przykład.

- Pierdoły opowiadacie. A człowieka szlak trafia, jak taki jeden z drugim zamiast pomyśleć co naprawić w tym naszym bajzlu, to z byle powodu wymyśla jakieś donosy do prokuratora o rzekomym przestępstwie jakiegoś ministra, posła, czy innego oszołoma, co z góry skazane jest na plajtę, aby tylko nie mówić o rzeczach ważnych, istotnych. Takie p... kotka... za pomocą młotka...

- ...Bo kruk krukowi oka nie wydziobie, ale co sobie pogadają, to pogadają...

- ...za nasze pieniądze, a później się kłócą skąd dziury w budżecie.

- A mnie się wydaje, że oni są nie dopieszczeni...

- ...Co ty za banialuki opowiadasz? Co ma wspólnego niedopieszczenie z oszołomstwem?

- Bo to jest tak. Ci nasi rzekomi politycy, co żeśmy ich sobie zafundowali w wolnych i niezależnych wyborach, tak się nauczyli jeden od drugiego (młodsi od starszych), że to niby sobie za komuny powysiadywali te miliony, albo ciepłe posadki (też bym tak posiedział, nawet ze trzy lata, żeby sobie i rodzinie zapewnić byt), to teraz muszą tych milionowych interesów pilnować. Jak nie w Warszawie, albo w innym mieście, to w Brukseli i nie mają czasu na normalne życie rodzinne. Baby zostały z dziećmi w domach i się nudzą, a że mają pieniądze, bo im mężowie dla świętego spokoju przysyłają, no to sobie znalazły pocieszenie u takich, co to się kiedyś nazywali żigolakami, a dzieci rozpijają się na dyskotekach, rozbijają w samochodach, palą „maryśkę” i takie tam różne takie rzeczy...

- ...No, nie wszyscy...

- Pewnie, że nie wszyscy, ale ile takich jest? Od groma i trochę! A jak to się stało, że niektórzy, co to podobno całe życie przesiedzieli za demokracje w więzieniach, dzisiaj siedzą na wygodnych posadach, w radach nadzorczych i prezesują w różnych tam takich zarządach, i zarabiają, że krew człowieka zalewa, to kiedy nachapali się tych milionów? A ile jest takich, co dla samych poselskich pensji, albo nabranych kredytów będą dupska grzali w poselskich fotelach?

- Też od groma.

- Sam widzisz. No to tym strażnikom swoich posad i milionowych, w najgorszym razie wielu set tysięcznych dutków, brakuje ciepła rodzinnego, więc się dopieszczają stanowiskami, kontami w bankach (oj, jak to się przyjemnie liczy te złotóweczki, dolary, euro). Oni nie tylko się tym erotycznie zaspokajają, ale tak się do tego wszystkiego przywiązali, że kaktus mi wyrośnie na dłoni, jak podejmą uchwałę o samo rozwiązaniu. To trudniejsze, niż otrzymać kościelny rozwód, bo oni osiągnęli taki stan, że już uwierzyli, że to, co mówią o naprawie Rzeczypospolitej, to święta prawda i tego nie można zdradzić.

Nie słuchałem dalszej dyskusji w obawie, że mógłbym się zacząć zastanawiać, czy nie przyznać im racji. W każdym razie, jeśli moja apolityczność nie została zagrożona, to resztki mojej wiary w nowe zostały mocno nadwyrężone,

WK

 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka