Moja loża

Posprzątaliśmy świat wokół siebie... No i bardzo dobrze – ktoś odpowie... Tylko dlaczego wówczas, gdy ktoś nas wezwie do takiej akcji? Dlaczego nie sprzątać codziennie, kiedy zobaczymy jakiś paproch na ziemi, albo w ogóle nie śmiecić, tylko poszukać jakiegoś zbiornika na odpady. Ano dlatego, że akcyjność mamy chyba we krwi. Bo na co dzień, to jest trochę inaczej. Dowód? Proszę bardzo. Młoda mama z dzieckiem zasuwają po schodach do Panoramy. Dziecko odwija z cukierka papierek i rzuca go na czyste właśnie kafelki schodkowe. Nieopodal przechodzi inna kobieta i zwraca uwagę dziecku, aby nie śmieciło i podniosło papierek. Wówczas matka z wielkim oburzeniem wykrzykuje, jak ktoś obcy śmie zwracać uwagę dziecku!

Ano właśnie... Uczymy w trakcie sprzątanie świata dzieci, aby posprzątać, bo to ma wejść im w krew. Niestety, w krew im wejdzie tylko to, co wyniosą z domu. Basta. A w trakcie szwędania się po krzakach za śmieciami mogą jeszcze trafić na przedmioty osobiste, których użycia jeszcze dokładnie nie zrozumieją, bo przedmiot „Nauka o człowieku” będzie dopiero w późniejszych klasach.

Teraz z innej beczki, nieco oklepanej przez media, ale ciągle aktualnej i tragicznej. Są w Barlinku rodziny, których dzieci, co prawda już dorosłe, trafiły do „misji stabilizacyjnej” w Iraku. W cudzysłowie, bo jakaż to misja na Boga. Toż to wraża wojna, w którą Polska została wmanipulowana przez możnych tego świata. Rodzice tych żołnierzy drżą o ich los bez przerwy i nie są pewni każdej chwili. Po co nam ta wojna? Po co wydawać miliardy dolarów? Zróbmy akcję protestacyjną i wyślijmy petycję do prezydenta Rzeczpospolitej. Niech to się skończy... Bogatsza i chyba mądrzejsza Hiszpania jest już w domu. A my gdzie jesteśmy?

Jest jeszcze dobrze, ale nie beznadziejnie.

KK
 

Copyright (c) 2004 Echo Barlinka