Smutny los pałacyku cebulowego

Do 1997 roku była w nim Poradnia Psychologiczno-Pedagogiczna. Swoją siedzibę miała tu także Słoneczna Gromada. Było tu również mieszkanie. Jednak ze względu na stan techniczny budynku wszyscy się musieli wyprowadzić. A właścicielem tego obiektu było Kuratorium Oświaty w Gorzowie. Obecnie nowym właścicielem jest mieszkanka Gorzowa. Jednak zanim nim została, losy opuszczonego Pałacyku były niezwykle pokrętne.

Pałacyk, zwany także Willą Cebulową, ze względu na kształt wieżyczek, jest wpisany w krajobraz Barlinka od 1908 roku, o czym może świadczyć data na frontonie budynku. Niezwykle atrakcyjny architektonicznie, przepięknie usytuowany na wzgórzu, a z jego okien musiał roztaczać się niegdyś przepiękny widok na jezioro.

Miasto chce – kurator nie

Teraz już tak nie jest. Już od siedmiu lat tak nie jest. Jego stan techniczny groził katastrofą budowlaną, więc wszystkich użytkowników wyprowadzono w trybie natychmiastowym. Niezabezpieczony ulegał ciągłej dewastacji. We wrześniu 97 roku Zarząd Miasta, którym kierował ówczesny burmistrz Józef Faliński podjął uchwałę, że jest gotowy przejąć obiekt, czyli prościej rzecz ujmując - wyraził zgodę na jego komunalizację.

Miesiąc później gorzowski kurator złożył propozycję przejęcia przez Barlinek budynku. Krótko potem, w listopadzie 97 roku Zarząd Barlinka odpowiedział Kuratorium Oświaty w Gorzowie, że jest gotów przejąć pałacyk na mienie gminy. I nastała krótka cisza.
 

W styczniu 98 kurator nagle poinformował władze Barlinka, że właśnie podjął decyzję o przekazaniu budynku Wojewódzkiemu Ośrodkowi Metodycznemu w Gorzowie. WOM miał niezwłocznie przystąpić do opracowania projektu technicznego, a w następnych latach do prac budowlanych. Kurator był łaskaw poinformować, że w pałacyku utworzony zostanie ośrodek szkoleniowy, który „przyczyni się do promocji miasta i okolic” – jak napisał kurator.

Nie pomogły donosy

Do maja 98 roku nie dało się zauważyć żadnych ruchów wokół obiektu. Pałacyk, niezabezpieczony, ciągle ulegał dewastacji i rozkradaniu, o czym w maju 98 roku poinformował gorzowskiego kuratora zastępca burmistrza Zygmunt Siarkiewicz, donosząc przy okazji prokuraturze o całym fakcie, a także Urzędowi Wojewódzkiemu w Gorzowie, któremu kuratorium podlegało. I co? Ano nic. Prokuratura wszczęła dochodzenie, które szybko umorzono, bo nie stwierdziła żadnego narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia osób, które mogą wleźć do otwartego na oścież budynku. Barlineccy policjanci, którzy prowadzili śledztwo stwierdzili wówczas (1998 rok), że pałacyk jest zabezpieczony i dozorowany stale przez niejakiego pana M.

Reforma nie pomogła

W lipcu 98 roku kurator przyznał się, że nie ma pieniędzy na rozpoczęcie remontu pałacyku. W sierpniu 98 roku, ni z gruchy ni z pietruchy, kierownik Urzędu Rejonowego w Myśliborzu wydaje decyzję o przekazaniu w „trwały zarząd” pałacyku Wojewódzkiemu Ośrodkowi Metodycznemu w Gorzowie – na wniosek zainteresowanych stron, czyli kuratora i WOM-u. Czy w Barlinku ktoś o tym wiedział? Najprawdopodobniej nikt, bo Urząd Rejonowy jakoś nie korespondował w tym czasie, ani z resztą później, z Urzędem Gminy w tej sprawie.

Miesiąc później, czyli we wrześniu 98 roku pisemnie, a jakże, gorzowski kurator przekazuje pałacyk WOM-owi, podporządkowując się tym samym decyzji kierownika Urzędu rejonowego w Myśliborzu. W wybitych oknach pałacyku pojawiły się cegły, drzwi wejściowe zaspawano i powstawiano żelazne sztaby i tyle. WOM zarządcą budynku był krótko, bo tylko do końca 98 roku, a właśnie szykowała się reforma administracyjna kraju.

1 stycznia 1999 roku Barlinek znalazł się w województwie zachodniopomorskim. Pałacyk z tym dniem, na podstawie ustawy kompetencyjnej, stał się mieniem Samorządu Województwa… Lubuskiego. A fakt ten został potwierdzony 18 sierpnia 2000 roku, zgodnie z właściwością miejscową „decyzją deklaratoryjną” Wojewody Zachodniopomorskiego.

I szlus, wszystko jasne, ale nie za bardzo. Włodzimierz Puzyna ze Szczecina, były poseł pracujący nad ustawą administracyjną kraju twierdzi, że wolą ustawodawcy było przejmowanie mienia przez samorządy właściwe terytorialnie – czyli jeżeli pałacyk stoi w woj. Zachodniopomorskim, a stoi, to właścicielem powinien być samorząd woj. Zachodniopomorskiego.

Długi przetarg

Aby ratować co się da, burmistrz Barlinka składa w lipcu 99 roku wniosek do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Szczecinie, aby ten wpisał pałacyk do rejestru zabytków woj. zachodniopomorskiego, co stało się faktem dopiero 30 kwietnia 2002 roku. Pałacykowi Cebulowemu nadano urzędowy numer A-96.

Kilkakrotnie, w 99 roku, później w 2000 i w 2002 roku władze Barlinka wyrażały gotowość przejęcia budynku, co prawda nieodpłatnie, ale zawsze, na mienie komunalne. Jednak Urząd Marszałkowski woj. Lubuskiego nie był tym zainteresowany, bo chciał w pałacyku zrobić ośrodek szkoleniowy nauczycieli. Tylko, że nie ma w 99 roku pieniędzy, ale w 2000 roku będzie już miał i rozpocznie remont. Ale nie rozpoczął. Ani w 2000, ani w 2001 roku.

Za to w grudniu 2001 roku zarząd woj. Lubuskiego podjął uchwałę o… przetargu pałacyku i terenu całej działki oznaczonej numerem 637 o pow. 0,1687 ha.. Wyliczono cenę wywoławczą w wysokości, bagatela, 300 tys. zlotych polskich. W warunkach przetargu stoi jak byk, że nieruchomość ma być wykorzystana w zależności od potrzeb użytkownika obiektu dla potrzeb powszechnych gminy. Masakryczne stwierdzenie.

Czas mijał, terminu przetargu nie ogłaszano, a budynek niszczał. I wreszcie jest… Termin przetargu wyznaczono na 20 sierpnia 2002 roku, czyli… osiem miesięcy od podjęcia uchwały o jego ogłoszeniu. A jeszcze przy okazji Lubuski Urząd Marszałkowski poinformował barlinecki magistrat, że pałacyk nie jest własnością Skarbu Państwa, a własnością Województwa Lubuskiego. To tak dla jasności, żeby nikt nie miał żadnych wątpliwości, kto rządzi mieniem w Barlinku.

W przetargu wylicytowano kwotę 340 tys. złotych i właścicielem stała się młoda, niezamężna gorzowianka. Prawo pierwokupu, już zabytkowego dzięki decyzji Konserwatora Zabytków pałacyku cebulowego, należało do gminy Barlinek. Gmina musiałaby tylko zapłacić te 340 tys. zł i wydać kolejny milion na remont. Jednak burmistrz Siarkiewicz zrezygnował z tego w listopadzie 2002 roku.

Z nowa właścicielką kilkakrotnie próbowano się skontaktować telefonicznie i pisemnie, jednak bezskutecznie. Obiekt nadal niszczał, choć trudno sobie wyobrazić, że jeszcze może więcej. Chyba, że się całkiem zawali. Akt notarialny potwierdzający umowę sprzedaży z właścicielką został podpisany dopiero w lipcu 2003 roku.

Bez nadzoru ni rusz

Wszystkie obiekty zabytkowe są pod specjalnym nadzorem. Ustawa o ochronie dóbr kultury stanowi: Kto będąc właścicielem lub użytkownikiem zabytku nie zabezpieczy go przed zniszczeniem, dewastacją lub uszkodzeniem podlega karze aresztu lub grzywny. Nie można także wykonywać na zabytkach żadnych remontów ani prac budowlanych bez zgody Konserwatora Zabytków. Jednak właścicielka próbowała rozpocząć remont dachu, jednak szybko te prace wstrzymano, bowiem nie miała stosownego pozwolenia na budowę. I nie ma do dzisiaj. Nie posiada także tak zwanych warunków zabudowy. Nie są jeszcze uregulowane sprawy dotyczące dojazdu do pałacyku. Zgroza!!!

W marcu br. w obecności inspektora ds. zabytków architektury, powiatowego inspektora nadzoru budowlanego oraz właścicielki przeprowadzono inspekcję. I stwierdzono, że stan techniczny budynku jest zły (!), oraz że właścicielka planuje podjąć prace remontowe dachu na wiosnę 2004 roku. Zaznaczono także, że wszelkie prace należy uzgadniać z konserwatorem zabytków i wymagają pozwolenia na budowę.

Próbowano oficjalnie dojść do tego, kto odpowiada za obecny stan techniczny pałacyku. Według Departamentu Ochrony Zabytków Ministerstwa Kultury, który zapoznał się z całą historią dewastacji, „obiekt wymaga podjęcia prac remontowo-konserwatorskich, ale nie można określić jednoznacznie, czy pani D. (aktualna właścicielka – przyp. KK) doprowadziła obiekt do obecnego stanu technicznego”.

Nie wiadomo dokładnie, co właścicielka planuje w odremontowanym już pałacyku uruchomić. Wiewiórki różnie nam donoszą. Jednak na dzień dzisiejszy najważniejsze jest chyba to, aby uratować to, co się jeszcze da uratować.

Krzysztof Kędzior